Sebastian Kawa o piątej konkurencji Szybowcowych Mistrzostw w Michałkowie
Bardzo zachęcająco wyglądało o świcie niebo i prognozy w dniu rozgrywania 5 konkurencji, toteż 16 lipca Artur wykreślił pilotom ambitne zadania.
Niestety. Niż który tak obficie podlewał ostatnio wysuszone pola zamiast dryfować na wschód, zaczął cofać się zza Wisły.
Już przed południem pojawiły się po północno-wschodniej stronie frontowe chmury a sucha struga przed nim rozwiewała wszelkie bąble termiczne. Trzeba było skrócić trasy a i tak wiadomo było, że powroty będą problematyczne. Na dodatek dla klasy 15 wymyślono dolot w postaci haftki do damskiej spódnicy.
Ponieważ było niemal pewne, że w okresie dolotów pokryją obszar lotniska chmury, a może nawet zdarzyć się burza, przygotowałem przyczepę szybowcową do wyjazdu w pole. Nie nacieszyliśmy się długo interwałowym systemem startów. Przy tej metodzie czas startu pilotów odlatujących w przedziale 10-minutowej bramki startowej liczył się od pierwszej minuty tego przedziału. Czyli piloci którzy specjalnie odlatywali kilka minut za liderem odlatującym np. o 13.00, a potem doganiali go przylatując wprost do wyszukanych już wznoszeń, nie zyskiwali już premii za ten niezbyt sportowy manewr. Ich presja sprawiła, że organizatorzy wycofali się z innowacyjnego rozwiązania. Było znów jak zwykle.
Choć nad lotnisko nasunęły się już chmury tłumiące wznoszenia nikt w tej klasie nie odleciał na trasę, a czekali aż holowaniu w tym dniu na końcu kolejki Sebastian i Łukasz nabiorą wysokości i odlecą na trasę. Wtedy w ciągu kilku minut cały rój w parę minut wywiało znad lotniska. Fatalna jest obecnie sytuacja pilotów aktywnych, którym nie odpowiada rola rzepa na psim ogonie. Niegdyś tylko bezpośrednia obserwacja pozwalała na śledzenie pozycji i poczynań konkurentów. Teraz można ich śledzić za pomocą systemu ostrzegawczego przed kolizją FLARM, trakingu – czyli zapisu parametrów lotu, nasłuchów rozmów, co umożliwia informowania z ziemi. Na dodatek rezygnacja z metody event marker, oraz interwału czasowego przy starcie, prowadzą do premiowanie pilotów pasywnych. Nie dziwi więc żartobliwa propozycja pana pełniącego funkcję obserwatora mistrzostw z ramienia FAI, aby zmienić nazwę klasy 15-metrowej na KGT, czyli „Kawa Guidet Tours”.
Początek trasy naszej pary był fatalny. Przez kilkadziesiąt kilometrów lotu pod bezchmurnym niebem nie spotkali śladu wznoszenia. Wydawało się, że ich wyścig skończy się na polach koło Oleśnicy, ale w ostatnim momencie wyszukali słabe wznoszenie, które uratowało ich przed lądowaniem. Podążająca ich śladem wataha, trafiła obok silniejszy komin, więc przed dłuższy czas trzeba ich było oglądać od dołu. Na drugim odcinku były już chmury sygnalizujące wznoszenia, więc leciało się łatwiej, ale pasmo to odbiegało w bok od trasy. Trzeba było lecieć,aż pod Głogów aby osiągnąć punkt zwrotny koło Leszna. Potem z wiatrem lot był łatwy, lecz okolice Ostrowa zgodnie z moimi przewidywaniami przykryły chmury. Lecące wcześniej szybowce klasy standard niemal w komplecie zameldowały się na lotnisku. Jednak Siodłoczek i Błaszczyk musieli dość mozolne walczyć o metry wysokości niezbędne dla osiągnięcia mety i obsunęli się trochę w tabeli. W klasie club tylko 4 pilotów nie musiało demontować w polu szybowców. Wśród nich Tomek Rubaj, który umocnił się na pozycji lidera.
Klasa 15-metrowa miała do pokonania tę feralną „zapinkę do spódnicy”. Około 70 km lotu bez szans na jakiekolwiek wznoszenie. Mimo to 2 pilotów osiągnęło metę. Sebastian byłby trzecim, lecz brakowało mu paru metrów wysokości a krąg mety przebiegał nad lasem i gęstą zabudową, więc nie mógł ryzykować dolotu pod wiatr.
Wylądował więc w Śliwniku, przy ulicy Jabłonkowej na polu cebuli.
Utrzymał pierwszą pozycję w tabeli. Wczorajsze polskie party w hangarze uatrakcyjniło trochę okres oczekiwania na poprawę pogody. Dzisiaj na lotnisku pusto, bo niemal wszyscy obcokrajowcy udali się na wycieczki krajoznawcze.
Naszą ekipę starosta ostrowski Paweł Rajski uhonorował uroczystym obiadem.
Tomasz
Komentarze