Przejdź do treści
Boeing 737-800, który nosi imię Marszałka Józefa Piłsudskiego (fot. Paweł Przybyszewski)
Źródło artykułu

Piloci, którzy latają z VIP-ami

Zanim usiądą za sterami Boeinga, na pokładzie którego znajdzie się najważniejsza osoba w państwie, muszą dokładnie poznać tę maszynę. Piloci z 1 Bazy Lotnictwa Transportowego przez sześć tygodni szkolili się w Londynie, a od dwóch miesięcy wykonują loty szkoleniowe już w Polsce. Wszystko po to, by o Boeingu 737-800 wiedzieć wszystko.

Czas na zadawanie pytań

Polscy piloci pojechali na sześciotygodniowy kurs do Boeing Company w Gatwick pod Londynem. – To był jeden z najbardziej wyczerpujących okresów w mojej karierze zawodowej – mówi Michał, jeden z uczestników szkolenia (personalia pilotów samolotów Gulfstream i Boeing nie są podawane do publicznej wiadomości ze względów bezpieczeństwa). Kurs był podzielony na dwa etapy: część teoretyczną, podczas której omawiano m.in. budowę samolotu oraz część, która obejmowała naukę na symulatorach. Pierwszy etap trwał dwa tygodnie. Zajęcia teoretyczne były połączone z ćwiczeniami na sprzęcie treningowym. – Choć urządzenie wygląda bardzo podobnie jak symulator, czyli jest po prostu kadłubem Boeinga, to szkolenie w nim odbywa się na zupełnie innych zasadach. To jest czas gdy możemy zadawać pytania, zapoznawać się z systemami, z procedurami.

Instruktorzy dokładnie wszystko omawiają, bo przecież za sterami samolotu nie możemy już mieć żadnych wątpliwości – mówi Michał. Natomiast podczas szkolenia w symulatorach każde wejście do urządzenia jest traktowane jak prawdziwy lot. – Tam piloci są już załogą, która ma wykonać lot z jednego lotniska na drugie. Gdy wchodziliśmy do symulatora musieliśmy po prostu wykonać misję, a nie dyskutować o niej czy zastanawiać się jak to zrobić. Od tego była część teoretyczna – wspomina Michał.

Z czego wynika taki system szkolenia? – Obciążenie symulatorów w ośrodku jest bardzo duże. Kiedy jedni kończyli szkolenie w symulatorze, inni rozpoczynali już briefing przed „lotem” tak, by nie było żadnych opóźnień – mówi ppłk Robert Mieszaniec, dowódca Eskadry Lotniczej 1 Bazy Lotnictwa Transportowego. Jedna sesja szkolenia w symulatorze trwała około trzech godzin. Do tego dochodził dwugodzinny briefing przed lotem oraz omówienie lotu.

Co lot, to awaria

Instruktorzy nie szczędzą pilotom „kłopotów”. Wszystko po to, by nauczyć ich właściwej reakcji na kryzysowe sytuacje. – Jeśli chodzi o same loty na symulatorze, to każdy, naprawdę każdy był awaryjny. Pożar czy awaria silnika zdarzają się właściwie za każdym razem. Prócz tego mamy różne warunki pogodowe: śnieg, deszcz, wysokie temperatury. Te czynniki wpływają na wydajność samolotu i trzeba wziąć to pod uwagę – tłumaczy pilot.

Niektóre z sytuacji awaryjnych wymagają tzw. memory items, czyli czynności, które wykonuje się z pamięci. – Na przykład w przypadku pożaru silnika nie posługujemy się żadnymi materiałami pomocniczymi, takimi jak lista kontrolna czy instrukcja. Po prostu musimy krok po kroku wykonać pewne czynności z pamięci – mówi pilot. Ale są również awarie, które tego nie wymagają. – Wówczas wyszukujemy w specjalnych systemach odpowiednią listę kontrolną i realizujemy wszystkie jej punkty – wyjaśnia ppłk Mieszaniec.

Szkolenie kończy się lotem egzaminacyjnym na symulatorze, który trwa cztery godziny. Egzaminowany pilot musi wykonać wszystkie standardowe procedury: odlot, wejście na odpowiedni pułap i lądowanie. W tym czasie zdarzają się sytuacje awaryjne. Egzamin zostaje przerwany, gdy zostanie popełniony błąd krytyczny. – Załóżmy, że straciliśmy silnik numer jeden i zamiast wyłączyć właśnie ten, wyłączamy drugi – działający. Do takiej sytuacji doszło 4 lutego 2015 roku podczas lotu tajwańskiego samolotu TransAsia Airways 235, co skończyło się katastrofą – mówi Michał.

Egzamin w Londynie zdali wszyscy polscy piloci. Dziś kontynuują szkolenie w Polsce.


(fot. Wojciech Mazurkiewicz)

Szkolenie w Polsce

Od 1 grudnia codziennie odbywają loty szkoleniowe z instruktorami Boeinga. – To dawni piloci wojskowi, którzy latali między innymi samolotami o statusie air force one, czyli z prezydentem USA na pokładzie – mówi płk Robert Mieszaniec. Polacy osiągnęli już ten poziom wyszkolenia, że znajdujący się w kokpicie instruktorzy tylko obserwują ich działania. Kiedy pozwolą im na samodzielne loty? – Jeden z instruktorów powiedział mi: „muszę być pewny twoich umiejętności na tyle, by na pokład samolotu, który pilotujesz, wpuścić moją żonę i córkę” – opowiada Michał.

Piloci podkreślają, że instruktorzy w każdym kolejnym locie chcą widzieć postępy. – Nie interesuje ich, że robię coś dobrze setki razy. Chcą żebym robił dobrze kolejne rzeczy – mówi Michał. Szczególny nacisk kładą na umiejętności kapitanów statku powietrznego. Zwracają uwagę na to jakie decyzje podejmują, czy są zdyscyplinowani i skoncentrowani. Opinie o pilotach wysyłają dowódcy eskadry.

Szczególni pasażerowie, szczególni piloci

W przypadku transportu VIP-ów liczy się nie tylko bezpieczeństwo, ale także komfort pasażerów. Lot musi być płynny, trzeba na przykład unikać użycia hamulców aerodynamicznych, które powodują drganie całego statku powietrznego. – Nasz pasażer musi w spokoju dokończyć naradę czy konferencję – wyjaśnia pilot. Ale załoga samolotu VIP-owskiego powinna brać pod uwagę coś jeszcze. – Z reguły pasażerowie tych lotów mają być na lotnisku w ściśle określonym czasie, ani wcześniej ani później. To jest związane z zasadami protokołu dyplomatycznego, które też musimy znać – mówi dowódca Eskadry.

Kapitan Anna Żuchowska, rzeczniczka Bazy podkreśla, że od pilotów Gulfstreama i Boeinga z 1 Bazy Lotnictwa Transportowego, wymaga się „więcej”. – Trzeba pamiętać, że to ludzie, którzy będą latali z najważniejszymi ludźmi w państwie. Mało tego, pilotują samoloty, które w razie potrzeb, mogą się zamienić w centrum dowodzenia, w którym podejmuje się najważniejsze decyzje dotyczące Polski – dodaje Żuchowska.

Szkolenie jest już na półmetku. Piloci 5 dni w tygodniu latają codziennie na dwie zmiany, jedna załoga wykonuje dwa lub trzy odcinki (czyli lot z jednego lotniska na drugie i z powrotem), potem kolejna. – Nie chcemy rozmawiać o liczbach, o tym ile godzin wylataliśmy. Dla nas ważniejsze jest to, ile sytuacji kryzysowych przećwiczyliśmy, ile lotnisk i procedur poznaliśmy – wyjaśnia ppłk Mieszaniec – Mogę tylko powiedzieć, że pięć dni w tygodniu Boeing właściwie nie stygnie.

Czego im trzeba? – Mamy fantastyczne szkolenie i świadomość, że otwieramy nowy rozdział w historii lotnictwa transportowego. Potrzebujemy jak najwięcej czasu na doskonalenie umiejętności. Tak żeby pierwsze loty operacyjne były bezpieczne i komfortowe dla naszych pasażerów – mówi ppłk Robert Mieszaniec.

Czym będą latać VIP-y?

Pierwszy z trzech kupionych w marcu 2017 roku Boeingów 737-800 wylądował w Polsce 15 listopada zeszłego roku. Maszyna jest przystosowana do przewozu 132 osób. – Wkrótce w samolocie zostanie wydzielona salonka dla 12 pasażerów VIP. Z przodu samolotu znajdzie się wydzielona cześć VIP z zamykaną kabiną dla 4 osób siedzących przy stole konferencyjnym w kabinie HEAD oraz 8 miejscami Bussines Class – mówi kpt. Anna Żuchowska. W kabinie o standardzie „premium economy”, czyli klasie ekonomicznej o podwyższonym standardzie będzie 120 miejsc siedzących, w tym część składanych, tak by można było przewieźć na przykład niewielkie ładunki lub nosze. Kolejne dwa samoloty mają zostać odebrane w 2020 roku.

Wszystkie samoloty będą wyposażone w system identyfikacji bojowej IFF, system nawigacji Szakal, łączność satelitarną z możliwością przesyłania danych o klauzuli „tajne” i odbiorniki GPS. Na pokładzie znajdzie się także system podtrzymywania życia.

Ewa Korsak

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony