Przejdź do treści
Źródło artykułu

Dywizjon 303 – wystawa i filmy

Lada dzień premierę będą miały dwa filmy opowiadające o pilotach legendarnego Dywizjonu 303, którego losy opisał w swojej książce Arkady Fiedler. – Zanosi się zatem na kolejną Bitwę o Anglię. Tym razem jednak w kinach – śmieje się syn pisarza, Marek Fiedler. W Muzeum w Puszczykowie można obejrzeć wyjątkową wystawę poświęconą polskim lotnikom.

Ci, którzy odwiedzą Muzeum-Pracownię Literacką Arkadego Fiedlera w Puszczykowie na pewno się nie zawiodą, bo na wystawę zebrano prawdziwe skarby. – Co można u nas zobaczyć? Choćby oryginalne zdjęcia wykonane przez ojca we wrześniu 1940 roku, kiedy to ważyły się losy Anglii i całej Europy. Ojciec w tym krytycznym momencie był na miejscu i na bieżąco śledził wyczyny naszych lotników. Wtedy też zaczął pisać o nich książkę. Mamy też jego mundur. Są też uniformy żołnierzy angielskich, niemieckich i polskich – mówi Marek Fiedler.

Na wystawie zebrano również wiele innych eksponatów z czasów drugiej wojny światowej. – Pamiątek jest naprawdę dużo. Choćby aparat fotograficzny, którym ojciec robił zdjęcia. Jest także zeszyt wojenny z podpisami pilotów oraz zdjęciem, na którym uwieczniona została wizyta króla Jerzego VI na lotnisku Northolt, gdzie stacjonował Dywizjon 303. Makietę tego lotniska można zresztą także u nas obejrzeć. Tak jak i doskonale wykonane modele samolotów. Jest słynny Hurricane, na którym latali nasi piloci, a także Spitfire, Messerschmitt oraz Junkers – opowiada syn pisarza.

Na wystawie mamy również pierwsze wydanie „Dywizjonu 303”. – Ono się ukazało w 1942 roku w Londynie. Później te książki były zrucane przez samoloty do naszego kraju, by rodacy mogli się dowiedzieć o wyczynach polskich pilotów. Później powieść była drukowana i kolportowana w podziemiu. I takie wydania także można u nas zobaczyć – dodaje Marek Fiedler.

Więcej szczegółów o wystawie w Muzeum-Pracowni Literackiej Arkadego Fiedlera w Puszczykowie na stronie www.fiedler.pl

Wystawa w Muzeum w Puszczykowie zbiegła się w czasie z premierami dwóch filmów fabularnych opowiadających o wyczynach polskich pilotów z „Dywizjonu 303”. Jeden powstał w Polsce, drugi w Wielkiej Brytanii i swoją premierę będą miały niemal w tym samym czasie.

Zapowiada się zatem kolejna bitwa o Anglię, ale tym razem w kinach – śmieje się Marek Fielder. – Już w 2000 roku, kiedy to Puszczykowo odwiedzili żyjący wówczas jeszcze uczestnicy Bitwy o Anglię powstał pomysł, aby nakręcić film opowiadający o pododdziale lotnictwa myśliwskiego Polskich Sił Powietrznych w Wielkiej Brytanii. Wtedy jednak zrobiliśmy błąd, bo chcieliśmy zainteresować tym pomysłem reżyserów, a nie producentów. A to przecież oni dają pieniądze. I pomysł przepadł. Jakieś 5-6 lat temu odwiedził nas jednak producent z Film Media, który wrócił do tego tematu i co najważniejsze go zrealizował – dodaje syn autora bestsellerowej książki.

Premiera filmu „Dywizjon 303. Historia prawdziwa” odbędzie się 31 sierpnia. – Jesteśmy na nią zaproszeni. Współpracowaliśmy zresztą z twórcami tej produkcji – mówi Marek Fiedler. Reżyserem obrazu jest Denis Delić, a w głównych rolach wystąpią Piotr Adamczyk, Maciej Zakościelny, Antoni Królikowski i Jan Wieczorkiewicz. Wcześniej, bo 17 sierpnia w kinach będzie można zobaczyć „303. Bitwa o Anglię”. To brytyjsko-polska koprodukcja z Iwanem Rheonem, Milo Gibsonem oraz Marcinem Dorocińskim w kluczowych rolach. Który film zdobędzie większe uznanie i większa widownię, przekonamy się wkrótce.

Ja mam nadzieję, że polska produkcja także trafi poza granice naszego kraju, m.in. do Anglii, gdzie mieszka przecież sporo naszych rodaków. To ważne, aby przypomnieć Brytyjczykom, że Polacy, których tak wielu przyjechało tam w ostatnich latach do pracy, w pewnym okresie historii zwyczajnie uratowali im skórę. W trakcie drugiej wojny świtowej Anglicy mieli świetny sprzęt, ale brakowało im dobrze wyszkolonych pilotów. A my takich właśnie mieliśmy. Nasi piloci pokazali klasę właśnie w Bitwie o Anglię. A Dywizjon 303 był najskuteczniejszy. Miał najwięcej strąconych samolotów nieprzyjaciela, przy niewielkich stratach własnych. Warto o tym pamiętać – kończy Marek Fielder.

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony