Blog Red Bull X-Alps: Paweł Faron "Te 3 rzeczy są równie ważne"
Zapraszamy do lektury wpisu Pawła Farona na blogu Red Bull X-Alps. Przypominamy, że wielki rajd rusza 7 lipca.
To już 10 lat Red Bull X-Alps. 32 zawodników z 21 krajów przybyło już do Salzburga. Kompletują sprzęt, za chwilę będą się spotykać na odprawach przed najtrudniejszym rajdem przygodowym świata. Już 7 lipca wśród jego uczestników znajdzie się Polak – Paweł Faron. Stojąc na linii startu wszyscy będą myśleli o dwóch tygodniach wymagającego wyścigu, które spędzą na pokonywaniu liczącej 1031 km trasy przez Alpy do Monako.
Jesteśmy koło Salzburga w Fuschl am See. Za nami rejestracja i wstępne sprawdzenie sprzętu. Wróciliśmy do samochodu, jeden z „supporterów” będzie przyrządzał smaczne jedzonko, a ja próbuję rozpracować otrzymany właśnie sprzęt elektroniczny. Mam kamerkę, nowy zegarek i jeszcze kilka innych drobiazgów rejestrujących różne parametry, które będziecie mogli obserwować na stronie zawodów.
Przygotowanie kondycyjne, umiejętności paralotniarskie i taktyka, to trzy równie ważne składniki sukcesu w zawodach Red Bull X-Alps. Dla mnie najważniejsze jest latanie, bo na nogach w ciągu dnia można pokonać 80, 100 km, a na paralotni przelecieć w tym czasie 200. Bez umiejętności lotniczych, najlepsza taktyka nie jest w stanie pomóc. Za to w czasie dni nielotnych najważniejsza jest kondycja. Dlatego właśnie wszystkie te trzy rzeczy są równie ważne.
Czasami taktyka jest w stanie nadrobić braki fizyczne. Na przykład gdy po kilku dniach marszu bolą mnie nogi, mogę podjąć decyzję żeby iść w górę i wystartować, albo iść dalej drogą. Wtedy trzeba sprawdzić prognozę. Jeśli jest dobra, warto iść na górę. Jeśli średnia, to mamy dylemat. Trafna decyzja może sprawić, że wyprzedzę innych zawodników. Chybiona będzie kosztować mnie dużo energii i sprawi, że oni przejdą 20km po płaskim, podczas gdy ja tylko wejdę na górę.
Toma Coconea z Rumunii, który w 2011 roku pieszo przeszedł 981 km (to ponad 100 km więcej niż liczyła trasa zawodów w linii prostej) na ten rok zapowiedział nową taktykę: „Więcej latać, mniej chodzić.” On też jest już w Salzburgu. Myślę, że każdy z nas ma podobną taktykę, ale wiele tutaj zależy od pogody. Jeśli ona nie dopisuje, to pomimo najszczerszych chęci latanie nie jest możliwe. Bardzo trudno jest się przygotować taktycznie. Wszystkie założenia, które obierzemy przed wyścigiem mogą wziąć w łeb, ponieważ karty rozdaje pogoda. Oczywiście są miejsca (strefy powietrzne), gdzie nie możemy poruszać się na paralotni i musimy przez nie przejść, nawet gdyby pogoda była świetna.
W tym roku w regulaminie pojawiła się nowość. Jedną noc w czasie całego wyścigu można poświęcić na chodzenie. Ja nie zaplanowałem jeszcze kiedy tę możliwość wykorzystam. To będzie zależne od mojej pozycji na trasie. Myślę, że może to być taka ostatnia deska ratunku. Co 48 godzin odpada jeden z zawodników będący na końcu stawki. No i ten ostatni może stwierdzić: „Dzisiaj maszeruję do oporu”, nadrabiając w ten sposób kilkadziesiąt kilometrów, kiedy inni będą spać. Gdyby mi się przydarzyło, że byłbym ostatni, na pewno właśnie tak bym to wykorzystał.
Po drodze czekają mnie drobne przyjemności jak na przykład myśl o zbliżającej się porze snu, kiedy dochodzę wieczorem do samochodu odpocząć po ciężkim dniu. Na pewno wielką przyjemnością jest każdy lot. Jednak największą będzie dotarcie do mety. To nasz główny cel i coś, co zajmuje głowę każdego z nas. Na pewno będzie to ogromna radość. Patrząc na długość trasy w tym roku myślę, że dotarcie do Monako zajmie nam około 14 dni.
W poprzednim wyścigu miewałem momenty zwątpienia we własne siły. Gdy wieczorem czytałem wpisy internautów, które podesłali mi koledzy, to bardzo mi to pomogło. To wsparcie duchowe powoduje, że mimo tego, że człowieka wszystko boli – mięśnie, stawy, kości – to jakoś, jak czyta te wszystkie wpisy i czuje to wsparcie, wstępują w niego nowe siły. Przynajmniej ja tak mam… Wsparcie przydaje się w trudnych momentach, ich zawsze jest przynajmniej kilka. To bardzo duże wyzwanie, w którym każdego spotyka kryzys, kiedy całkowicie opada z sił. W tych momentach kibic naprawdę może pomóc.
Paweł
Komentarze