Przejdź do treści
Źródło artykułu

Amerykańskie śmigłowce wspierają „Błękitną Brygadę”

Osłaniali wojska lądowe atakując przeciwnika z powietrza, ewakuowali rannych żołnierzy i transportowali uszkodzone na polu walki śmigłowce. Amerykańscy piloci z 227 Dywizjonu Kawalerii Powietrznej wzięli udział w „Allied Spirit”. Natowskie ćwiczenia odbywały się w Niemczech. Żołnierze wykonywali zadania pod dowództwem „Błękitnej Brygady”.

Ćwiczenia Allied Spirit VIII rozpoczęły się w połowie stycznia, a zakończyły wczoraj. Odbywały się w amerykańskiej bazie Hohenfels w Niemczech pod dowództwem 12 Brygady Zmechanizowanej. Na poligon wyjechało 4100 żołnierzy z 10 państw NATO i krajów partnerskich. Wśród nich byli lotnicy z amerykańskiej 1 Brygady Kawalerii Powietrznej. Ich głównym zadaniem było wsparcie sił lądowych, w tym osłona pola walki oraz ewakuacja medyczna.

Latamy głównie nocą

W Hohenfels ćwiczyły między innymi śmigłowce szturmowe AH-64 Apache, które z powietrza zabezpieczały defensywne i ofensywne manewry sił lądowych. Ich dodatkową rolą było rozpoznanie prowadzone na rzecz walczących pododdziałów.

Na pokładzie posiadamy systemy obrazowania IR (podczerwień) oraz noktowizję. Mogę przybliżyć obraz i sprawdzić kto oraz gdzie znajduje się na polu walki – tłumaczy chorąży (Chief Warrant Officer 2) Darren Nay, pilot AH-64 Apache. Dodaje, że w wielu przypadkach sama  obecność w powietrzu tak nowoczesnej maszyny działa odstraszająco na przeciwnika. Śmigłowiec jest wyposażony w działko 30 mm oraz wyrzutnię pocisków rakietowych Hellfire i Hydra. Można nimi razić cele oddalone nawet o 8 km. – Najwięcej lotów wykonujemy nocą. Dzięki możliwościom śmigłowca nawet w ciemnościach możemy operować na bardzo niskich wysokościach, przez co pozostajemy niezauważeni. Jednocześnie wciąż zapewniamy ochronę dla ludzi walczących na dole – wyjaśnia chorąży Nay. – Z mojej perspektywy loty nocą są dużo bezpieczniejsze. Podczas gdy przeciwnik nie wie o naszej obecności, my możemy go bez trudu dostrzec i zaatakować – dodaje amerykański pilot.


(fot. Michał Zieliński)

Polskie dowództwo dysponowało także śmigłowcami CH-47 Chinook. Maszyny te są nie tylko nieocenione w przypadku zadań transportowych, ale wraz ze śmigłowcami Apache wykonują misje bojowe. Niektóre z nich polegały na zabezpieczeniu i odzyskiwaniu uszkodzonych podczas walki statków powietrznych.

Tym razem naszą misją jest odszukanie zestrzelonego Black Hawka. Został on zupełnie zniszczony, dlatego po dotarciu na miejsce będziemy musieli go podwiesić pod śmigłowiec i przetransportować w bezpieczne miejsce. Nie mamy informacji o stanie załogi ani aktywności przeciwnika w tym rejonie. Jesteśmy przygotowani na wszystkie możliwości – relacjonuje sierż. Cecilio Talamantes z 227 Dywizjonu 1 Brygady Kawalerii Powietrznej. W podobny sposób Chinook może przetransportować każdy typ śmigłowców, którymi dysponują siły zbrojne Stanów Zjednoczonych. Zespół sierż. Talamantesa w ciągu doby wykonuje do trzech misji tego rodzaju. – Działamy zarówno dniem, jak i po zmierzchu, nawet przy bardzo trudnych warunkach pogodowych. W czasie ćwiczeń zdarza się, że zrywają nas w środku nocy i oznajmiają, że mamy zadanie do wykonania – opowiada sierż. Talamantes.

Mobilny oddział intensywnej terapii

Całodobowe dyżury pełnią także załogi śmigłowców MEDEVAC. Dzięki ich staraniom ranni żołnierze w ciągu godziny mogą zostać przetransportowani z pola walki do odpowiedniej placówki medycznej. W pełnej gotowości czuwają jednocześnie trzy drużyny, w których składzie są piloci i ratownicy medyczni. Każdy z zespołów wykonuje nawet cztery misje dziennie.

Loty MEDEVAC wiążą się z bardzo wysokim ryzykiem związanym z trudnościami terenowymi oraz bezpośrednim wystawianiem się na ostrzał przeciwnika – przyznaje por. Chresteen Hogan, pilot oraz dowódca plutonu medyków. – Z zasady nie jesteśmy uzbrojeni i nie prowadzimy z pokładu ognia, dlatego przed ewakuacją rannego musimy być pewni, że strefa lądowania jest dobrze zabezpieczona przez siły lądowe. Zdarza się, że nie możemy wylądować. W takich sytuacjach podejmujemy rannych za pomocą liny – tłumaczy por. Hogan. Przekonuje, że pilotowanie medycznego Black Hawka niewiele różni się od latania podobnymi śmigłowcami w innych wersjach. – Tak jak w przypadku każdego innego lotu, jesteśmy zależni od pogody. Nie uniesiemy się w powietrze, jeżeli widoczność nie będzie spełniała chociaż minimalnych kryteriów. Powodzenie naszej misji zależy także od warunków terenowych, ale w przypadku ratowania ludzkiego życia jesteśmy w stanie podjąć każdy wysiłek – zapewnia dowódca plutonu medyków.


(fot. Michał Zieliński)

Gdy por. Hogan stara się jak najszybciej przetransportować rannego do placówki medycznej, na pokładzie śmigłowca sierż. Raul Garza walczy o życie poszkodowanych. – Można nas porównać do mobilnego oddziału intensywnej terapii. Jesteśmy w stanie monitorować funkcje życiowe rannego oraz wykonywać podstawowe zabiegi ratujące życie – opowiada polsce-zbrojnej.pl sierż. Garz. Medycy zakładają kroplówki, aplikują leki i czuwają nad reakcjami rannego. W dodatku muszą się zmieścić w bardzo niewielkiej przestrzeni. – Zdarza się, że nasze misje polegają na przetransportowaniu pacjenta do innej placówki medycznej. Wtedy na pokładzie znajduje się także wykwalifikowana pielęgniarka lub pielęgniarz – mówi ratownik.

Różnice między sojusznikami

Zdaniem amerykańskich lotników ćwiczenia w Hohenfels pozwoliły na przećwiczenie sojuszniczej współpracy przy prowadzeniu operacji powietrznych. Mjr Nelson Gray, oficer operacyjny z 227 Dywizjonu 1 Brygady Kawalerii Powietrznej, zaznacza, że bardzo istotny był też proces wymiany doświadczeń, a także wypracowanie sposobów na bezproblemową komunikację przy użyciu różnych systemów łączności. – Nasz ekwipunek pod wieloma względami różni się od polskiego – zauważa. – Mamy na przykład inne radia czy komputery, dysponujemy także odmiennymi typami śmigłowców. W Europie najczęściej nadaje się na częstotliwościach UHF (Ultra High Frequency), tymczasem w US Army zwykle pracujemy na częstotliwościach VHF (Very High Frequency) – tłumaczy mjr Gray. Nowych rozwiązań wymagały także sposoby nadawania komunikatów. Podczas komunikacji Amerykanie używają dużo skrótów technicznych i zdarza się, że niektóre z nich mają w Polsce odmienne znaczenie.

Co jeszcze różni wojska sojuszników? – Amerykańskie pododdziały dysponują sekcjami odpowiadającymi za koordynację z działaniami powietrznymi. W Polsce jest to rozwiązane inaczej, dlatego do polskiego sztabu oddelegowaliśmy personel, który pełnił rolę doradców i na bieżąco dostarczał ekspertyzy – wyjaśnia oficer operacyjny z 227 Dywizjonu. – Współpracę na pewno ułatwiał fakt, że działaliśmy wcześniej razem na misji w Afganistanie – zapewnia mjr Grey.

W „Allied Spirit VIII”, które zakończyło się 5 lutego, wzięło udział łącznie 4100 żołnierzy, przy czym 2400 wojskowych z USA oraz 1200 Polaków z 12 Brygady Zmechanizowanej, 1 Brygady Logistycznej, Wielonarodowej Dywizji Północny Wschód, 5 Pułku Inżynieryjnego, 1 Pułku Saperów i 100 Batalionu Łączności.

Galeria zdjęć

Michał Zieliński

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony