Przejdź do treści
Źródło artykułu

BBN deklaruje współpracę z LAF RP

Miałem wczoraj zaszczyt wraz z Maćkiem Prandotą (były pilot Agrolotu) i Piotrem Wiśniewskim (radca prawny, legislator) reprezentować LAF RP na spotkaniu w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego z dyrektorem Departamentu Zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi Panem Lechem Konopką. Czuję się więc w obowiązku przekazania krótkiej relacji Koleżankom i Kolegom, co czynię z niekłamaną przyjemnością.

Spotkanie, które odbyło się z inicjatywy BBN jest reakcją Kancelarii Prezydenta RP na list LAF RP do Prezydenta RP omawiający negatywne skutki wprowadzenia dodatkowych obostrzeń w nowelizacji Prawa Lotniczego, niespójności tego prawa oraz niezgodności z załącznikiem II do Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (WE) nr 216/2008.

Prezydent, poprzez Kancelarię, zwrócił się do Biura Bezpieczeństwa Narodowego o zbadanie sprawy, czego pierwszym efektem było właśnie dzisiejsze spotkanie. Po przedstawieniu kim jesteśmy i kogo reprezentujemy Pan Dyrektor wyjaśnił nam dlaczego zajmuje się tym BBN (powiało grozą i powagą) i jakie informację chciałby od nas uzyskać. Ku naszemu wielkiemu zaskoczeniu Pan Dyrektor był bardzo dobrze przygotowany. Posiadał wiedzę na temat historii naszej heroicznej walki o lepsze prawo w postaci wnoszonych przez nas poprawek w sejmie i senacie i o ile wzrok mnie nie mylił miał przed sobą fragmenty wystąpień z obu izb parlamentu dotyczących tej sprawy. Duże wrażenie wywarła na nas wiedza Pana Generała o trudnej sytuacji lotnictwa amatorskiego w Polsce i nieudolności instytucji i organizacji, których misją jest wspieranie rozwoju tegoż lotnictwa. Pewnie niemały wpływ na tę wiedzę miało wspominane przez Pana Dyrektora niedawnego spotkania z Kolegą Błażejem Krupą (Prezes KLT AOPA Poland). My ze swej strony, przedstawiając naszą sytuację tylko dolewaliśmy oliwy do ognia. Niestety cyfry nie kłamią. Pozwólcie, że przedstawię niektóre z nich:

  • liczba aktywnych licencji PPL i wyżej - 2000 (w roku 1939 około 5000)
  • świadectwa kwalifikacji na samoloty UL – 63 (w Czechach 10000)
  • samoloty UL na polskich znakach – 42 (w Czechach 2000)

By dorównać Czechom biorąc, pod uwagę wielkość i liczebność tego kraju, współczynniki należałoby pomnożyć przez minimum trzy. Zawsze, gdy sobie uświadomię takie fakty, robi to na mnie porażające wrażenie i, jak się okazało na spotkaniu, nie tylko na mnie. Nie trudno, więc wyobrazić sobie sytuację, że jeśli tak będzie dalej to za kilka lat na pokładzie rejsowego samolotu naszego przewoźnika przywita nas kapitan z azjatyckim akcentem. Na podstawie wrażeń z targów, w Friedrichshafen przedstawiliśmy sytuację naszych producentów amatorskiego sprzętu lotniczego, którzy działając w takich jak nasze realiach prawnych są skazani na porażkę starając się produkować ciągle pod polską marką, no chyba, że należą do grupy tych, co ostatni gaszą światło. Sprawy prawne czyli: słynny już art. 95 z zastrzeżeniem 4b; bałagan w nazewnictwie; tradycyjny już brak wiatrakowców, które ze względu na swą wagę (zgodnie z załącznikiem II: 560 kg) nie mogą być zarejestrowane, a świadectwa kwalifikacji nie mogą być uznane; wprowadzanie certyfikacji do dziedziny lotnictwa, która zgodnie ze stanowiskiem EASA i cytowanym wcześniej rozporządzeniem EU z samej definicji ma być „niecertyfikowana”, bo posiada inne ograniczenia co do prędkości przeciągnięcia, wagi, liczebności załogi itd.; czy wreszcie nieszczęsnej „uznaniowości”, która godzi w podstawy demokracji. Wszystkie te zagadnienia były już wielokrotnie omamiane i nie będę ich rozwijał. Mnie osobiście zawsze zastanawia, czy jest to przejaw urzędniczej nieudolności, czy chęć uzyskania określonych korzyści przez osoby tworzące i lobbujące takie zapisy. Nie naszą rolą jest rozstrzyganie tej kwestii, ale mam nadzieje, że tworząc uzasadnione zainteresowanie tą sprawą powoli, powoli wyjaśnią ją Inni.

Tematyka rzeczywistości prawnej, w jakiej się znaleźliśmy, wzbudziła szczególne zainteresowanie naszego gospodarza i poświęciliśmy na te zagadnienia najwięcej czasu. Jednak, ile można przetrawić złych wiadomości? Kończąc ten temat zaczęliśmy wspólnie żartować, że jeszcze trochę, a po naszym niebie nie będzie się już nikt szwendał, na jednego pilota będzie przypadał jeden pracownik ULC-u, likwidując zaś tą całą amatorską lotniczą bandę osiągniemy najwyższy współczynnik bezpieczeństwa w całej Europie. Ba! nawet w całym znanym nam świecie. Czyż nie brzmi to jak urzędniczy ideał?! I to wszystko za jedyne 54000000zł z kieszeni podatnika (budżet ULC). Oczywiście to tylko żarty. ULC ma wiele innych zadań, które realizuje, a moja wiedza jest zbyt skromna, by je oceniać. Ale tak to niestety wygląda z naszej, czyli petenta perspektywy.

Przyszedł czas podsumowania – podjęliśmy wstępne uzgodnienia dotyczące możliwości rozwiązania tej trudnej dla nas sytuacji. Pan Dyrektor przedstawił kilka scenariuszy działań, jakie wspólnie powinniśmy podjąć. Oczywiście wymaga to jeszcze dalszych ustaleń i uszczegółowień w celu wypracowania spójnego i skutecznego planu działania. Brzmi to dość ogólnie, ale problem jest bardzo złożony, więc na etapie nawiązywania współpracy, podawanie szczegółów, jak uczy doświadczenie, wzbudzać może, nie do końca uzasadnione, nadzieje. Dlatego pozwólcie Koleżanki i Koledzy, że ich wam oszczędzę.

Reasumując:
Miałem okazję kilkakrotnie uczestniczyć wspólne z Prezesem Wiesławem Filoskiem i innymi kolegami w ważnych dla LAF-u spotkaniach, wiele godzin spędziliśmy na korytarzach sejmowych lobbując w naszej sprawie. Usłyszeliśmy już wiele obietnic i deklaracji, które potem okazywały się nie do końca szczere, jednak właśnie to spotkanie wydaje mi się najbardziej konkretne i mam nadzieję owocne. Pan Dyrektor Lech Konopka okazał się osobą kompetentną i doskonale orientującą się w realiach lotniczej rzeczywistości.

Otrzymaliśmy deklarację współpracy na miarę posiadanych kompetencji i pełnionej funkcji, co dobrze wróży i wydaje się nie być tylko zwykłym poklepywaniem po ramieniu, w domyśle – dajcie mi chłopaki spokój. Jak będzie? No cóż, czas pokaże. - My jesteśmy optymistami.

Marek Sudomirski

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony