Przejdź do treści
Źródło artykułu

Polska Komisja o działaniach kontrolerów lotu w Smoleńsku

- Chcemy pokazać dowody potwierdzające słuszność polskich uwag do raportu MAK – powiedział przewodniczący Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, szef MSWiA Jerzy Miller podczas prezentacji symulacji dotyczącej okoliczności katastrofy samolotu Tu-154M z 10 kwietnia 2010 roku.

Jak przypomniał minister Miller, przewodniczący Komisji Technicznej MAK Aleksiej Morozow w trakcie zeszłotygodniowej konferencji prasowej podzielił te uwagi na dwie grupy: techniczne, wprowadzone do raportu końcowego MAK i inne, niemieszczące się w formule raportu.

Mówiąc o stanowisku Polski do raportu MAK, minister Jerzy Miller podkreślił, że Polska jest zawsze otwarta na kontynuowanie wspólnej pracy ze stroną rosyjską. - To nie jest odkrywanie rosyjskiej prawdy, polskiej prawdy, tylko wszystkich okoliczności katastrofy polskiego samolotu, który próbował wylądować na rosyjskim lotnisku - zaznaczył.

Minister przypomniał, że Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego ma jeden cel: przeanalizować wszystkie czynniki, które miały wpływ na przebieg zdarzeń, które się zakończyły w sposób tragiczny. – Ta analiza służy temu, aby wyciągnąć wnioski, które uchronią nas przed powtórzeniem błędów w przyszłości.

- Komisja nie szuka winnych, komisja analizuje wszystkie czynniki i stwierdza, że te miały wpływ, a tamte były obojętne z punktu widzenia katastrofy lotniczej – zaznaczył minister Jerzy Miller.

Prezentacja była poświęcona analizie pracy wieży począwszy od lądowania samolotu Ił-76 do lądowania Tupolewa. Na początku prezentacji przedstawiono lądowanie rosyjskiego samolotu Ił-76 na lotnisku w Smoleńsku i równoczesne przygotowanie Tupolewa do odlotu z wojskowego Okęcia w Warszawie.

Kontrolerzy z wieży zezwolili Iłowi-76 na próbę lądowania („pasadka dopołnitielna”). Jednak, gdy ten zszedł poniżej 100 m, kontrolerzy nie zareagowali na zejście poniżej minimum, co o mało przez ich bierność nie doprowadziło do wypadku Ił-76. Problemy z lądowaniem Ił-76 wywołały rozmowy na wieży: - Trzeba Polakom powiedzieć, że nie mają po co startować. Wcześniej Jak-40 wylądował na lotnisku w Smoleńsku nie tylko bez zgody pilotów, ale w sposób przez nich w ogóle niezauważony.

Również w przypadku Tupolewa kontrolerzy przyjęli bierną postawę. Według Komisji, z nagrań rozmów kontrolerów wynika, że na wieży panowała napięta atmosfera. Zapisy pokazują, że w związku z mgłą, zastępca dowódcy bazy proponował szukanie lotniska zapasowego dla polskiego Tu-154M.

Zdaniem Komisji decyzję o podejściu do lądowania samolotu Tu-154M pozostawiono polskim pilotom.

Ponadto, jak zauważył jeden z ekspertów Komisji, mjr Robert Benedict, kontroler lotu nie informował pilotów Tu-154M, że podchodzą do lądowania po innej ścieżce niż ustalona i obok właściwego kursu. Ekspert zaznaczył, że kierownik strefy lądowania zamiast mówić „na kursie i na ścieżce” powinien dać załodze informację „jesteś za wysoko” albo „odchodzisz od kursu”, a nie utwierdzać załogę, że wszystko jest w porządku.

Przedstawiciel Komisji Maciej Lasek powiedział, że podczas manewru lądowania z ust dowódcy załogi padła komenda "odchodzimy".

- To jest system. Jeżeli któryś z elementów tego systemu nie działa w sposób właściwy, można mówić o tym, że bezpieczeństwo takiej operacji jest zagrożone – wyjaśnił członek Komisji Wiesław Jedynak, odnosząc się do kwestii, czy nieprzekazanie odpowiednich danych było przyczyną wypadku Tu-154M. - Nie możemy powiedzieć, że gdyby te informacje były przekazane załodze, to tej katastrofy by nie było. Możemy powiedzieć, że brak tych informacji na pewno nie pomógł załodze znaleźć lepszego rozwiązania tego rejsu, tego lotu - dodał.

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony