Przejdź do treści
Źródło artykułu

Drogocenne drobiazgi – reaktywacja szybowcowa – część 2

Druga część artykułu „Drogocenne drobiazgi – reaktywacja szybowcowa” opisującego loty szybowcowe w Namibii.

 
Powoli przyzwyczajamy się do nowych warunków. Sympatyczni piloci, którzy latali na naszym ARCUSIE przekazali nam szybowiec wraz z dokumentacją. Jest wszystko sprawne i tylko latać.

Jest czas żeby uzupełnić wymagane przez ośrodek dokumenty i zwiedzić zaplecze lotniska. Zorganizowane jest skromnie, ale widać że ktoś kto to je budował miał duże doświadczenie lotnicze. Wszystko przemyślane, racjonalnie poukładane i funkcjonalne. Pomieszczenie operacyjne razi prostotą ale jego zalety są ogromne. Zapewnia stałą łączność z lecącymi szybowcami, podaje co godzinę aktualne warunki meteo na lotnisku jak również posiada system lokalizacji aktualnie wykonujących loty szybowców. Szybowce są wyposażone w system ELT jak również przy spadochronach są podwieszone osobiste nadajniki ratunkowe. Lądowanie przymusowe w tamtych warunkach terenowych to niemal pewna kraksa. 

Zaplecze techniczne w pełni wyposażone nie tylko daje możliwość pozostawienia wszystkich niezbędnych do obsługi naziemnej szybowca narzędzi i osprzętu ale stwarza również możliwość dokonania drobnych napraw w hangarze. Do tego dwa quady do przeciągania szybowców uzupełniają całość świetnie zorganizowanego miejsca co w połączeniu z pogodą ma stanowić niewątpliwie raj dla szybowników.

Lotnisko bezpieczne z pasami 2000m i 1300m  oraz krótkim 800 m pasem pomocniczym z dużym zapasem miejsca do startu.


W pierwszym dniu po odprawie przedlotowej, na której prowadzący nie napawał optymizmem co do planowanych warunków termicznych w rejonie Veroniki, postanowiliśmy potraktować lot jako zapoznawczy dla mnie z rejonem i  lotniskiem. Warunki faktycznie nie „afrykańskie”. Maksymalne podstawy do 1600 metrów nad poziom lotniska i noszenia do 4 m/s. Najlepsze warunki panują w miesiącach październik, listopad. Styczeń to już ostatni miesiąc latania, po którym szybowce w kontenerze wracają do Europy. Dlatego Krzysztof zarezerwował szybowiec na SKY SAFARI od 26 października  do 20 listopada 2017, wtedy warunki są najlepsze. Ogromna, monotonna, pusta równina porośnięta karłowatymi drzewami i tylko z zachodu widoczne majaczące na horyzoncie góry znacząco odbiegała od krajobrazu nad którym latałem dotychczas na szybowcach. W górach w tym okresie są najlepsze warunki termiczne. Jest tylko jeden problem trzeba tam dolecieć i później wrócić. Noszenia wąskie i poszarpane. Po pierwszym dniu oceniłem, że to taka pogoda jak u nas w kraju w miesiącu maju lub czerwcu.


W następnym dniu termika bezchmurna. Wznoszenia do 5 metrów i  do 3000 metrów wysokości i tylko daleko nad górami cumulusy ale także silny wiatr bardzo utrudniający powrót z tamtego rejonu. Oczywiście starzy bywalcy ośrodka mający duże doświadczenie w lotach nad Namibią podjęli ryzyko i pognali w kierunku gór. My postanowiliśmy zrobić trójkąt FAI 300 km na bezchmurnej co nam się udało.


W trzecim dniu na odprawie prowadzący wystudzili dokładnie nasz zapał do latania. Od 14 godziny deszcze. Biorąc pod uwagę, że najwcześniejsza pora startu to 11 -12 godzina szanse na jakiś przelot zerowe. Postanowiliśmy pojechać na południe samochodem do Bitterwasser, pierwszego i największego ośrodka szybowcowego. 


Lotnisko umiejscowione jest na skraju ogromnego wyschniętego jeziora, którego powierzchnia jest twarda i gładka. Niestety po silniejszym opadzie staje się podmokłe i nie do użytku. Pasy zlokalizowano na wyschniętym jeziorze w pobliżu zabudowań ośrodka. W sezonie jest tam około 30 szybowców. Zaplecze stanowi miasteczko luksusowych domków dla szybowników i ich rodzin, basen i restauracja. W dalszej części w znacznej odległości stoją 3 małe hangary. Pierwsze wrażenie nie co dziwne – pomiędzy palmami stają szybowce.


W Namibii nie widziałem palm rosnących dziko. Okazuje się, że palma jest sadzona po każdym rekordowym locie i wraz z tabliczką informacyjną o pilocie i jego wyczynie stanowi historię tego miejsca. Ta tabliczka pochodzi z pierwszej największej palmy, którą zobaczyłem:


a to ostatnia palma posadzona 3 tygodnie temu:


W trzecim i czwartym dniu mieliśmy nadal „europejską” pogodę i to z bardzo silnym wiatrem, który dodatkowo utrudniał latanie. Zrobiliśmy trójkąty FAI do 400 km ale głównie skupiliśmy się na doskonaleniu techniki centrowania wznoszeń i wykorzystania możliwości szybowca na przeskokach. Niestety styczeń to końcówka sezonu i można się liczyć, że nie zawsze pogoda będzie „afrykańska” tj. podstawy od gruntu do 4-5 tys. metrów i noszenia do 10 m/s.


Ostatni dzień zapowiadał się nie co lepiej. W rejonie Veroniki było słabo ale w górach Cante na zachodzie zapowiadano niezłe warunki. Postanowiliśmy spróbować tam dolecieć. Na odprawie ostrzegano, że mogą być problemy z powrotem na lotnisko gdyż od wschodu (od Bostwany) idzie strefa silnych opadów deszczu. Początek przez niskie podstawy był bardzo wolny i mozolny ale jakoś dolecieliśmy do pasma gór. Tam nastąpiła zdecydowana poprawa. Podstawy do 3800 metrów od gruntu, wznoszenia do 8 m/s. Krzysztof stwierdził, że to są właśnie „afrykańskie” warunki na które czekaliśmy. Szlaki dawały szansę lotu bez krążenia. 


Niestety po dwóch godzinach takiej jazdy cumulusy zaczęły się rozmywać, a od wschodu nadciągać niemal pełne pokrycie uniemożliwiające powrót. Trzeba było podjąć decyzję – wracamy. Noszenia były do 4 m/s i podstawy nadal wysokie (osiągnęliśmy 179 FL) ale chmury wyraźnie się rozmywały i tak 100 km przed Veroniką trafiliśmy na pasmo deszczu.


Szukaliśmy przejścia tak aby ominąć rejon nie przyjaznej pogody. Musieliśmy odbić od trasy sporo kilometrów w bok. Zjechaliśmy z wysokością do 1300 metrów. Ale udało się znaleźć początkowo 1 metrowe wznoszenie w kominie za rejonem opadów, które zmieniło się do 3m/s. Jeszcze jeden komin i mieliśmy dolot do Veroniki. Ogółem wyszło 540 km prędkością około 100 km/godzinę. Żaden wyczyn na tamte warunki ale…..

Przygotowaliśmy szybowiec do przekazania następnym pilotom i trzeba było wracać do domu. 

Pomysł Krzysztofa zorganizowania SKY SAFARI dla pilotów z mniejszym doświadczeniem z perspektywy pobytu w Veronice bardzo mi się spodobał. Przecież nie każdy ma możliwości poświęcić się całkowicie zawodniczemu lataniu szybowcowemu. Rozliczne obowiązki i chroniczny brak czasu nie dają szans wielu pasjonatom latania bezsilnikowego spełnienia swoich marzeń. Wiadomo umiejętności pełnego wykorzystania możliwości ARCUSA  nabywa się godzinami spędzonymi w powietrzu i nie ustanym treningiem, ale to nie powinno stanowić bariery zobaczenia i przeżycia lotniczej przygody. 


IBEX U.L. posiada certyfikat na przeszkolenia na ARCUSA  M. Rozmawiałem z kilkoma zaprzyjaźnionymi pilotami i są zainteresowani taką afrykańską przygodą. Chcemy zaprosić wszystkich zainteresowanych wylotem ok. 10 dniowym do Namibii w okresie od 26 października  do 20 listopada 2017 do udziału w SKY SAFARI na zorganizowane szkolenie teoretyczne i praktyczne wiosną 2017roku tak aby nie tracić czasu w Afryce na rzeczy, które można w ramach przygotowania zrobić w kraju. Szybowiec będzie w Polsce i takie przygotowanie warunkiem wykonywania lotów w Afryce. Szczegóły na stronie: www.skysafari.pl.

Aha. Jeszcze taki drobiazg – po tak krótkim pobycie Afryce i wylataniu sporo ponad 20 godzin zacząłem sobie radzić nie tylko z ARCUSEM ale również na nowo z przelotami. Myślałem, że ukoronowaniem mojego latania szybowcowego będzie instruktorzenie na Puchaczu a tu trafiło się ślepej kurze...


Jeśli spodobało Ci się to opowiadanie, to polecamy wszystkie odcinki serii, w książce „Drogocenne drobiazgi” dostępnej w sklepie dlapilota.pl

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony