Przejdź do treści
Kapitan Piotr Koper
Źródło artykułu

Zmarł kapitan Piotr Koper

Dotarła do nas smutna wiadomość. Dnia 2 kwietnia, w wieku 57 lat, zmarł nagle b. kapitan pil. PLL „LOT” Piotr Koper. Przez większość swojego zawodowego życia latał jako kapitan LOT-u. Był  członkiem Aeroklubu Warszawskiego.

Piotr Koper urodził się na warszawskim Grochowie 30 marca 1960 roku. Wyszkolił się podstawowo na szybowcach w roku 1976 w grupie Instr. Agnieszki Łuczyńskiej na historycznym lotnisku Gocławskim. W roku 1979 dostał się na Wydział Lotniczy Politechniki Rzeszowskiej, który ukończył w roku 1984 zdobywając tam uprawnienia  pilotażowe i instruktorskie. Po ukończeniu studiów musiał jeszcze odsłużyć wojsko, ale jednocześnie szkolił uczniów i brał udział w zawodach. Karierę sportową kontynuował do końca wygrywając wiele zawodów krajowych. Został powołany do Kadry Narodowej Latania Rajdowego, uczestniczył także w Mistrzostwach Świata. Zdobył na nich I-mce w celności lądowania i I mce drużynowo. Niestety mistrzostwo zostało polskiej drużynie odebrane przy „zielonym stoliku”.

W roku 1987 dostał się do PLL „LOT”. Latał początkowo na An24, potem na TU154, następnie na B767 i 787. Był w załodze samolotu, która przyprowadza pierwszego „Dreamlinera” do kraju. Ten zaszczyt zdobył swoimi umiejętnościami latania i przygotowaniem teoretycznym. Miał bardzo analityczny umysł i wykonywał wiele opracowań i analiz na potrzeby oddziałów lotniczych i Wydziału Szkolenia. Był także wykładowcą i instruktorem CRM-u. Oprócz tego działał w Związku  Zawodowym Pilotów Komunikacyjnych.

Niezmierną sympatia darzył swoje drugie rodzinne miasto – Rzeszów. Tu ukończył Politechnikę, zdobył lotnicze wykształcenie a także tutaj się ożenił. To właśnie On otwierał połączenie Jasionki z Nowym Jorkiem.

Najważniejszą cechą Piotra była Jego życzliwość dla ludzi, szczerość, wesołość  i chęć pomagania innym. Zawsze można było na Niego liczyć. W Jego towarzystwie nie było miejsca na niesnaski czy zły humor.

Odejście Piotra jest szokiem dla wszystkich, którzy Go znali.

Każdego roku, od wielu lat był uczestnikiem Lotu Południowo-Zachodniej Polski im. F. Żwirki. Będzie brakować Piotra razem z nami na najbliższych zawodach, tego poczucia humoru, doświadczenia i celnych spostrzeżeń. – wspominają Piotra Kopra koledzy z Aeroklubu Krakowskiego.


(fot. Aeroklub Krakowski)

Msza żałobna za Ś.P. kapitana Piotra Kopra odbędzie się w sobotę 8 kwietnia 2017 r. o godzinie 15:00 w Bazylice Archikatedralnej p.w. Jana Chrzciciela przy ul. Świętojańskiej w Warszawie.
Po mszy, pogrzeb odbędzie się na cmentarzu w Zakroczymiu ok godz. 17:00.


Wspomnienie o Piotrze...

Nie mogę nadal uwierzyć, że to prawda... idąc dziś do pracy zobaczyłam przy samochodzie chłopaka tak podobnego, że miałam ochotę zawołać... Piotruś  to Ty !, więc ta straszna wiadomość to jakaś koszmarna  pomyłka...

W kwietniu 1976 roku na lotnisku na naszym Gocławiu rozpoczęłam swoja praktykę instruktorską z moją kochaną grupą. Piotruś był najmłodszym kursantem – szesnastolatkiem. Taka dziecina szczupaczek...  ale zawsze z uśmiechem na buzi...

Udało mi się wszystkim moim uczniom po dwóch tygodnia szkolenia przypiąć skrzydełka... Piotr latał bardzo dobrze i po szkoleniu podstawowym zaczęliśmy latanie na naukę termiki oraz celność lądowania, a następnie pierwsze przeloty samodzielne do srebrnej i dalszych warunków.

Dalsze szkolenie Piotra to już jego wysiłek i talent... i to naprawdę talent przez duże T, wszędzie gdzie latał czy to w kadrze samolotowej czy zawodowo w liniach lotniczych miał opinię doskonałego pilota. Ja jego pierwsza instruktorka czułam dumę, że miałam w jego szkoleniu swój udział, że nauczyłam go podstaw...

Pamiętam jak po kilku latach na obozie w Przasnyszu  polecieliśmy  na „ Zlinie”, siedziałam na prawym fotelu i patrzyłam z dumą jak pięknie leci i myślałam, że ten lot to byłby „bez uwag…” .

Zawsze miałam z moją pierwsza grupą taki szczególny ciepły rodzinny kontakt, przy spotkaniach mówiliśmy, że „rodzina się spotyka”, gdyż to takie moje lotnicze dzieci... a Piotruś to najmłodsze dziecko... i to moje najmłodsze dziecko odeszło... serce mi krwawi i płacze, ciągle myślę że to może jednak jakiś sen, że się obudzę z natychmiast do niego zadzwonię, że miałam jakiś potworny sen...

Nie jestem w stanie pisać więcej, bo przeraźliwie chce mi się płakać i tak ciężko mi uwierzyć, że to prawda...

Piotuniu... będzie mi Cię strasznie brakowało... twoja pierwsza instruktorka
Agnieszka Łuczyńska

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony