Operator drona winny kolizji ze śmigłowcem armii USA
Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu (NTSB) poinformowała, iż operator drona, który zderzył się ze śmigłowcem Black Hawk amerykańskiej armii we wrześniu br., nie widział załogowej konstrukcji, ponieważ leciał dronem poza zasięgiem pola swojego widzenia. Operatorowi brakowało również odpowiedniej wiedzy na temat przepisów i bezpiecznych praktyk operacyjnych w zakresie lotów bezzałogowych statków powietrznych. Incydent miał miejsce w Nowym Jorku, na wysokości około 300 stóp. Załodze helikoptera udało się potem bezpiecznie wylądować.
Elementy drona wpadły do wentylatora chłodnicy oleju silnikowego helikoptera, a na krawędzi jednej z łopat wirnika głównego znaleziono duże wgłębienia. Operator bezzałogowca latał dla zabawy i nie był świadomy istnienia TFR (Temporary Flight Restriction) w tym czasie. Nie posiadał również certyfikatu operatora wydawanego przez Federalną Administrację Lotnictwa USA (FAA).
W ostatnich dniach przywrócono przepisy FAA, które obligują właścicieli do rejestrowania małych bezzałogowców. Wcześniej wymagały one od operatorów rejestracji online, naklejenia numeru rejestracyjnego na dronie oraz uiszczenia opłaty w wysokości 5 USD, ale zostały odrzucone przez sąd w maju br. Nowa regulacja została dołączona do ustawy o polityce obronnej, która została podpisana w tym tygodniu.
Komentarze