Zimowe latanie paralotnią
W czasie gdy aerokluby zasypiają snem zimowym, a ich członkowie ostrzą narty, paralotniarze spotykają się na imprezach zwanych zakończeniem sezonu. Ale… paralotniowy sezon nigdy tak naprawdę się nie kończy. I nie myślę tu o możliwości latania na południowej półkuli, lecz o prawdziwym lataniu dla twardzieli. Lataniu zimowym.
Latanie zimowe wymaga od pilota specjalnego przygotowania. O ile sprzęt, czyli paralotnia, uprząż czy kask są takie same, to ekwipunek różni się diametralnie od tego standardowego, letniego. Skąd ta różnica? Przede wszystkim w zimie przeważnie panują ujemne temperatury. Musimy więc przygotować się na długotrwałe przebywanie w powietrzu, w którym poruszamy się z prędkością blisko 40 km/h. Powoduje to szybkie wychłodzenie, które może być niebezpieczne dla pilota. Jak się zabezpieczyć przed skutkami wychłodzenia organizmu?
Przede wszystkim unikajmy latania poniżej temperatury -5 stopni C. Pamiętajmy, że nasza paralotnia wykonana jest z tworzyw sztucznych, które twardnieją w niskich temperaturach. Długotrwałe używanie paralotni w warunkach zimowych doprowadzi do wykruszenia żywicy uszczelniającej tkaninę z której jest zbudowana. Doprowadzi to do zwiększenia przepuszczalności, co z kolei wpłynie na obniżenie osiągów oraz bezpieczeństwa lotów.
W skład naszego ubioru ochronnego musi wchodzić dobry, najlepiej oddychający, ale też nie przewiewny kombinezon. Pamiętajmy, że nie ma tanich i dobrych. Te naprawdę dobre kosztują sporo, ale da się w nich długo wytrzymać. W tych tanich będziemy ryzykować zdrowie. Pod kombinezon ubrać trzeba bieliznę i odzież termoaktywną. Na głowę, pod kask, wkładamy obowiązkowo polarową kominiarkę. Buty powinny być na tyle duże, by w grubych skarpetach zachować jeszcze możliwość poruszania palcami nóg. Ma to szczególne znaczenie w przypadku długotrwałego lotu, kiedy zaczynamy odczuwać niedostatek ukrwienia kończyn. No i wreszcie grube rękawice. W związku z tym, że w czasie lotu trzymamy ręce podniesione do góry, palce dłoni są szczególnie narażone na wychłodzenie, a nawet odmrożenie. Rękawice powinny być ciepłe, luźne i nie przewiewne. Nie polecam rękawic bez palców. Co prawda są ciepłe, ale możliwość obsługi osprzętu w takich rękawicach jest co najmniej iluzoryczna. Na rynku jest co najmniej parę firm, które oferują wysokiej klasy rękawice zimowe pięciopalcowe. Do kompletu brakuje już tylko okularów. Te szpanerskie zostawiamy w domu lub plecaku, a na lot zakładamy dobre gogle z podwójnymi szybami by nie rosiły i nie zamarzały.
Gdy już mamy skompletowany sprzęt i wyposażenie musimy z nim dostać się na startowisko. Najczęściej dzieje się to metodą „z buta”. I tu należałoby pomyśleć o bieliźnie na zmianę, gdy już w pocie czoła dotrzemy na miejsce. A dotarcie nań - często pokonując głęboki śnieg - znakomicie ułatwią nam składane kijki trekingowe.
Pozostaje nam rozłożyć paralotnię i po „oszpejeniu się” wystartować, a następnie delektować się lotem i podziwiać zimowe krajobrazy. A lądować możemy nawet na tyłku – oczywiście pod warunkiem, że lądujemy na śniegu!
Paralotniarzy silnikowych obowiązują te same zasady, przy czym ich ubiór musi być jeszcze bardziej odporny na wychłodzenie. Zapytacie dlaczego? Przede wszystkim na ogół latają dużo szybciej. Poza tym mają na plecach napęd, którego śmigło wymusza jeszcze większą prędkość przepływu powietrza, powodując szybsze wychłodzenie pilota. Pilot silnikowy musi również zachować pełną zdolność do biegu w fazie lądowania, bo nie może sobie pozwolić na komfort lądowania na „pupie”. Mogłoby tego nie przeżyć śmigło…
Osobiście uwielbiam zimowe latanie i cieszę się, że mieszkam w takiej szerokości geograficznej, która umożliwia mi latanie i latem i zimą. Ponieważ jednak w zimie dni lotnych jest stosunkowo niewiele, to i tak mamy dostatecznie dużo czasu by zatęsknić za wiosną i latem. I po to właśnie jest zima!
Leszek Mańkowski
Komentarze