Przejdź do treści
Ogar na lotnisku Rudniki
Źródło artykułu

Jeden z niewielu Ogarów

Na podczęstochowskim lotnisku Rudniki ląduje często motoszybowiec Ogar, jakich niewiele jest już w Polsce i na świecie. Na lotnisko Aeroklubu Częstochowskiego przylatuje nim Marek Krajewski z pobliskiego Piotrkowa Trybunalskiego.

Ogar to dwumiejscowy motoszybowiec zawodniczy. Był nawet dopuszczony do wykonywania akrobacji podstawowej.

– Zaprojektowano go w Szybowcowych Zakładach Doświadczalnych w Bielsku-Białej w latach 70. dwudziestego wieku na specjalne zamówienie Ernesta Kuhna z ówczesnej Republiki Federalnej Niemiec – udziałowca małej wytwórni silników motoszybowcowych – opowiada Jacek Bogatko, dyrektor Aeroklubu Częstochowskiego. – Kierownikiem prac konstrukcyjnych był Tadeusz Łabuć. W 1973 roku prototyp motoszybowca Ogar oblatał January Roman – pilot doświadczalny I klasy.

W bielskich zakładach wyprodukowano 66 motoszybowców Ogar, z tego aż 41 trafiły na eksport do różnych krajów świata m.in. do Stanów Zjednoczonych, RFN, NRD, Szwecji, Norwegii, Hiszpanii i Bułgarii.

W Polsce jest ich obecnie zaledwie dziesięć. Więcej jest w USA, Szwecji czy Izraelu – mówi Marek Krajewski. – Mój motoszybowiec pochodzi z 1975 roku. Ma ósmy numer produkcyjny. Kupiłem go, bo chciałem na czymś latać. Kilkanaście lat temu latałem na paralotni, ale później miałem dłuższą przerwę. Nie mając żadnych uprawnień do pilotażu kupiłem Ogara, żeby nie odejść z lotnictwa. To popchnęło mnie dalej, bo zrobiłem więcej uprawnień niż tych potrzebnych do pilotażu szybowców. Mam podstawową licencję szybowcową, samolotową, przeszkolenie na motoszybowce oraz TMG uprawniającą do pilotażu motoszybowców turystycznych.


Lubię stare sprzęty – mówi Marek Krajewski

Motoszybowiec Ogar ma konstrukcję częściowo metalową, drewnianą i laminarną. Jest napędzany dwułopatowym śmigłem pchającym, które znajduje się za kokpitem. Ma częściowo chowane podwozie. Choć liczy sobie kilkadziesiąt lat widać w jego wyglądzie lotniczy sznyt i klasę.

– Lubię starocie, stare sprzęty, które mają duszę – śmieje się Marek Krajewski. – Lubię latać tym motoszybowcem. Jestem niezależny od strefy, od noszeń termicznych. Chętnie przylatuję na lotnisko Rudniki. Nawet robiłem tu licencję. To świetne, wielkie lotnisko, dogodnie położone. Panuje tu miła atmosfera, a do tego często się coś dzieje – dodaje pilot. (wik)
 

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony