Przejdź do treści
Źródło artykułu

Nowa instrukcja lotów HEAD do końca roku

Zmiany, które przygotowaliśmy nie są rewolucyjne. W większym jednak stopniu uwzględniają doświadczenia i rzeczywistość – mówi płk Michał Marciniak z Ministerstwa Obrony Narodowej, który bierze udział w pracach nad przygotowaniem nowej instrukcji lotów ze statusem HEAD.

W resorcie obrony narodowej dobiegają końca prace nad procedurami dotyczącymi lotów najważniejszych osób w Polsce. Jaki jest powód zmian w instrukcji lotów o statusie HEAD?

Płk Michał Marciniak: Jednym z powodów jest rozbudowa floty powietrznej przeznaczonej do transportu najważniejszych osób w państwie, w tym zakup nowych samolotów Gulfstream G550 oraz Boeing B737-800/BBJ2. Niektóre zapisy są konsekwencją doświadczeń. Dokument zakłada na przykład, że w jednym samolocie może się znaleźć szef rządu, jego zastępca oraz dwaj wicepremierzy. Wtedy nie może już jednak lecieć z nimi trzeci wicepremier.

To i tak dużo ważnych osób na pokładzie…

Tak, ale jeśli przeanalizować tę sytuację na spokojnie, to jest to rozwiązanie rozsądne. Na ziemi bowiem zostaje jeden z wicepremierów, co gwarantuje, że w razie konieczności ciągłość kierowania państwem jest zachowana. Podkreślam, nie robimy w przepisach rewolucji, zmiany są ewolucyjne, bardziej dopasowujemy je do rzeczywistości. Mają one ułatwić korzystanie z wojskowych samolotów i śmigłowców. Pamiętajmy też, że ta instrukcja dotyczy wyłącznie czterech najważniejszych osób w państwie, a więc prezydenta, premiera oraz marszałków Sejmu i Senatu i obejmuje wyłącznie loty wykonywane wojskowymi statkami powietrznymi.

W jakim stopniu projektowana instrukcja uwzględnia wejście do służby nowych maszyn do przewozu VIP-ów?

Zmiana dotyczy godzin nalotu personelu, który będzie wykonywał takie zadania. Dziś, żeby odbywać loty z najważniejszymi osobami w państwie, pilot musi mieć co najmniej 250 godzin nalotu na określonym typie samolotu. W praktyce bywa, że osiągnięcie przez pilota gotowości operacyjnej na danym nowym samolocie wydłuża się o kilka, czasem kilkanaście miesięcy. Dlatego w projektowanym dokumencie odchodzimy od wymaganego nalotu godzinowego dla samolotów nowo wprowadzanych na rzecz nalotu zadaniowego. Ogólnie przyjęte założenie, że większy nalot oznacza wyższe umiejętności, nie zawsze się bowiem sprawdza. Stawiamy więc na jakość, nie ilość. To znaczy, jeśli pilot potrafi latać w trudnych warunkach atmosferycznych, ma umiejętności i potrafi sobie poradzić w wyjątkowych sytuacjach, to uznajemy to za wystarczającą zdolność operacyjną. Po zmianach to dowódca generalny rodzajów sił zbrojnych, na podstawie wyników szkolenia, będzie podejmował decyzję, czy dana załoga jest w stanie zrealizować lot ze statusem HEAD, czy nie. Co oczywiście nie umniejsza doświadczenia pilotów, którzy znaleźli się w skompletowanych już załogach nowych samolotów. To piloci, którzy posiadają doświadczenie na samolotach wielosilnikowych, a każdy z dowódców załóg ma na koncie ponad 1000 godzin nalotu życiowego.


Gulfstream G550 (fot. Michał Wajnchold)

W mediach skrytykowana została jedna z proponowanych zmian, dotycząca terminu zamawiania lotów. Co Pan na to?

To nie jest nowe rozwiązanie, a w projektowanej instrukcji jedynie doprecyzowujemy przepisy. Dopuszcza się możliwość, w przypadku pilnej potrzeby, zamówienia lotu w terminie krótszym niż 24 godziny przed jego realizacją. Ale są dwa warunki. Po pierwsze BOR musi wyrazić zgodę, że będzie w stanie zabezpieczyć ten lot. Po drugie i najważniejsze, dowódca jednostki wojskowej musi potwierdzić możliwość wykonania takiego zadania. Obrazując sytuację, dowódca jednostki musi wiedzieć, czy ma załogę, która jest wypoczęta i przygotowana do lotu, posiada niezbędne zgody dyplomatyczne na przelot, czy ma sprawny samolot itd. Kiedy połączy ze sobą te wszystkie czynniki, wtedy informuje, czy jest w stanie wykonać zadanie. Jeśli uzna, że nie jest w stanie przygotować lotu, będzie mógł odmówić wykonania zadania. Bo wszystko musi się odbywać z uwzględnieniem zdrowego rozsądku, a nade wszystko bezpieczeństwa. Nikt przecież nie posadzi za sterami osoby, która nie jest odpowiednio wypoczęta i gotowa do lotu. W przypadku nowych samolotów mamy dodatkowo ten komfort, że na każdą z maszyn będziemy mieli trzy załogi. To najwyższa obsada, jeśli chodzi o lotnictwo transportowe w siłach zbrojnych. Mądry sposób zarządzania tymi ludźmi spowoduje, że zawsze będziemy mieli przynajmniej jedną załogę gotową do wykonania zadania.

Jakie zmiany znalazły się jeszcze w projekcie?

Wprowadziliśmy zapisy, które dają możliwość realizacji lotu z najważniejszą osobą w państwie ze statusem innym niż HEAD. Przypomnę tylko, że status ten nadawany jest przez Agencję Żeglugi Powietrznej na wniosek szefa Biura Ochrony Rządu. Zapewnia to między innymi, że samolot z takim statusem nie dostanie polecenia wykonania procedury oczekiwania (tzw. holding), ląduje jako pierwszy, nie ponosi się opłat za lądowanie. Warunkiem statusu HEAD jest oczywiście to, że lot musi być misją oficjalną. Jeśli na przykład prezydent leci na urlop, nie jest to misja oficjalna. Według propozycji, będzie zabezpieczany jednak dokładanie tak samo jak lot ze statusem HEAD, ale będzie zwykłym lotem państwowym, odbywającym się na zasadach podobnych do innych lotów. Jeśli np. będzie trzeba poczekać 15 minut w holdingu, to samolot z prezydentem będzie czekał. Trzeba bowiem pamiętać, że chyba wszystkie loty z najważniejszymi osobami w państwie odbywają się w cywilnej, kontrolowanej przestrzeni powietrznej, gdzie obowiązują przepisy ogólnopaństwowe czy międzynarodowe.

W projekcie instrukcji odchodzimy od oblotów komisyjnych przed lotami o statusie HEAD. Będziemy dysponować maszynami na miarę XXI wieku, które same siebie diagnozują i są w stanie poinformować o usterce, nawet podczas lotu. Do tego przed każdym lotem dokonywana będzie analiza zapisów rejestratorów technicznych, które potrafią zebrać kilkaset danych o stanie technicznym samolotu. Da to gwarancję, że samolot przeznaczony do transportu najważniejszych osób jest sprawny i gotowy do wykonania zadania.

Rozmawiała Paulina Glińska

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony