Przejdź do treści
Aleksander "Sasza" Hirsztritt podczas lotu (dot. dudek.eu)
Źródło artykułu

FAI zatwierdziła rekord świata w wysokości lotu jednoosobową motoparalotnią z wózkiem

Właśnie dotarła do nas informacja o zatwierdzeniu przez FAI rekordu świata w wysokości lotu jednoosobową motoparalotnią z wózkiem (PPGG) w kategorii RPL1T.

Aleksander "Sasza" Hirsztritt 3 sierpnia 2019 roku zdołał wzbić się na Hadronie Cabrio 34 na wysokość 6377 m n.p.m., poprzedni rekord pobijając o aż o 674 m (ok.12%). Cały lot trwał 4 godziny i 51 minut.

Sasza wystartował o 12:30 z lotniska Makosieje EPEK na Mazurach, na swojej udoskonalonej trajce Nirvana Instinct, zabierając 25 litrów paliwa, 10 kg nitro, 3 kg tlenu, oraz mnóstwo sprzętu do nawigacji, rejestracji, komunikacji i przede wszystkim... do przeżycia.

"Miałem ze 20 zasilań; zasilania do urządzeń, zasilania do podgrzewania urządzeń, zasilania do podgrzewania zasilań, no i ogrzewania ciała. Wszystko to zmieściło się w wadze ok. 200 kg, co powodowało, że Hadron Cabrio był nadal niezbyt doważony, ale za to nośny" – mówi.

– Gratulacje! Nas ciekawi przede wszystkim, dlaczego wybrałeś akurat Hadrona Cabrio?

– Latałem na paralotniach różnych firm, ale zawsze miałem dobre zdanie o naszych rodzimych skrzydłach, dlatego nic innego nie przyszło mi nawet do głowy. Od dłuższego czasu podobały mi się właśnie Hadrony, a ponieważ wersja Cabrio jest zbliżona charakterystyką, to na nią padł wybór.

Teraz latam z powodzeniem i dużą przyjemnością zupełnie niedoważony, 150 kg w całości (przy zalecanej masie startowej od 170-300 kg). Przede wszystkim Hadron Cabrio ma super wznoszenie w takiej konfiguracji... trymery zaciągnięte, duża siła nośna i on się wtedy super zachowuje w locie swobodnym w termice.

– Jak przebiegał rekordowy lot?

– Przy wznoszeniu miałem nieciekawe historie, bo chciałem być cwany i wykorzystać fajną termikę. Szybko wykręciłem się pod chmurą, a potem z premedytacją w nią wleciałem, nadal wykręcając wysokość. Troszkę mnie oszroniło. Gdy wyrzuciło mnie na wierzchołku, nie mogłem wydostać się ze strefy duszeń i spadałem 15 m/s przez kilka minut... w efekcie straciłem wszystko co zyskałem w chmurze. Chyba więc obrałem trochę złą taktykę.

Taki lot to żmudne rzeźbienie, siedzisz na tym zydelku 5 godzin i śledzisz wariometr. Odczuwalna temperatura to -50 st. C, ale tylko trochę czubek nosa mi odmroziło.... a poza tym dość fajnie jest. Od 3000 m zacząłem się powoli dotleniać. Tlenu miałem niewiele, ale starczyło na styk. Na maksymalnej wysokości zamarzła mi część sprzętu elektronicznego. Do końca pracował jedynie transponder, rejestrator i kamera.

– A powrót i lądowanie?

– Wzbijasz się dopóki ci paliwa wystarczy, a potem wracasz ślizgiem, więc tak trzeba kombinować żeby w stożku dolotowym dotrzeć do jakiegoś przyzwoitego miejsca. Powrót zajął tylko około 20 minut, bo po czterech i pół godzinie rzeźbienia, aż chce się wracać - więc zakładasz spiralę i jazda w dół!

Lądowanie było nieciekawe, miałem silny wiatr ok. 8 m/s, więc zaraz po wylądowaniu zrobiłem w tył zwrot, odpiąłem jedną część uprzęży i skrzydełko się na szczęście wyprostowało, bo inaczej mogło mnie trochę przeorać po polu.

– Czy musiałeś trafić na jakieś specyficzne warunki pogodowe?

– Trudno liczyć tylko na silnik jeśli chce się uzyskać noszenia większe niż 5 m/s i dolecieć wysoko. Przede wszystkim liczyłem na zafalowania inwersyjne, pojawiające się zwykle w tych okolicach na frontach powyżej 4 tys. metrów. No i kwestia wiatru... takie zafalowania występują przy silniejszym wietrze, który z kolei może cię zdmuchnąć ze zbocza wznoszącego tej fali, no więc to trochę zabawa była...

– Co jest w tym wszystkim najtrudniejsze, czy długo musiałeś się przygotowywać?

– Najtrudniejsze było skonfigurowanie całego sprzętu i przygotowania formalne. Musisz mieć transpondery, komunikację radiową z informacją i kontrolą ruchu lotniczego, ...lecisz widoczny na Flight-Radarze jak jakiś odrzutowiec. Przede wszystkim trzeba sobie było zorganizować pozwolenia na latanie w utworzonej  specjalnie w celu bicia tego rekordu strefie EA51 ... a reszta jakoś idzie. Potem jeszcze trzeba dopełnić wielu formalności żeby rekord był oficjalnie zatwierdzony przez FAI.

Ten cały proces trwał ponad 2 lata. Robiłem chyba z 15 prób, zatarłem 3 silniki. Hadron Cabrio spisywał się od początku do końca dobrze, mimo niedoważenia.

   

– Co cię motywuje do podejmowania takich wyzwań?

– Jestem człowiekiem bardzo zapracowanym, wiec na pewno nie jest to nuda. Po prostu bardzo lubię być wysoko. Wysoko jest fajnie, latam różnymi rzeczami od dawna; szybowcem, wiatrakowcem, samolotem, skakałem swobodnie ze spadochronem... lubię to świeże powietrze, słoneczko, widoki... Wiedziałem, że taki rekord jest w moim zasięgu, kręciło mnie to, że z małego silniczka od kosiarki można tyle wycisnąć i ciężko pracowałem od strony technicznej nad tym, by to wszystko dopiąć. Wydaje mi się, że te techniczne wyzwania mnie najbardziej do tej pracy motywowały.

– Na koniec: Planujesz coś ciekawego w przyszłości?

– Myślę o paru rzeczach, może związanych z prędkością wznoszenia, może z odległością przelotu, ale jeszcze za wcześnie by o tym mówić. Na razie jest czas na odpoczynek i latanie rekreacyjne.
_________________________________________
W biciu rekordu wspierały Saszę firmy FAN-TEX, Paranirvana, Skyflar, a skrzydło wyprodukowała firma Dudek Paragliders.

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony