Przejdź do treści
Źródło artykułu

To już rok...

Minął już rok od pionierskiego lotu szybowcem nad Dachem Świata.

Kilka miesięcy przymiarek i korespondencji, ale gdy Jeans Kroeger zgodził się na użyczenie ASH 25, dzięki mocnemu wsparciu Krzyśka Trześniowskiego, Sławka Pieli, oraz kilku przyjaciół w 4 tygodnie zwariowanych działań  rozwiązaliśmy podstawowe problemy.

Uzyskaliśmy zgodę na latanie w Nepalu i na przywóz szybowca, więc popłynął on przez oceany.

Na miejscu czekało nas jeszcze wiele tygodni deptania ścieżek między urzędami. Krzysztof i Sławek musieli wrócić do pracy.







Dopiero na 3 dni przed planowanym odlotem mogliśmy się wreszcie wzbić w powietrze, lecz chmury przykryły nawet grzbiety przedgórza, a mgły wypełniły doliny.

19 grudnia zdołaliśmy z Sebastianem jedynie oddać hołd ofiarom Himalajów. Trzeba było się pakować w drogę powrotną. Szczęśliwie w ostatnim dniu ustała poranna mżawka i powstała mała luka w niskich chmurach. Sebastian z Krzyśkiem Stramą polecieli na mały rekonesans. Łączność zanikła, gdy tylko przelecieli za wzgórze Sarangkot.

Powłoka zimnych chmur szczelnie zamknęła się, więc gospodarze przymknęli swój hangarek z ultralajtami.Przez parę godzin drżałem z zimna i obaw skulony pod liśćmi bananowca na pustym lotnisku. Zmierzchało. Natrętne złe myśli atakowały coraz śmielej, ale raptem z ICOM’a dobiegł chrapliwy meldunek: - sierra papa zero six four, one niner thousands fits. Łomot kamienia spadającego z serca mogłem transformować w radosną informację – HIMALAJE ZDOBYTE !

Ten niespodziany świąteczny prezent utwierdził nas w przekonaniu, że trzeba wrócić pod Annapurnę, aby w pełni zrealizować trudny, badawczy, cel pionierskiej wyprawy.

Tomasz

GALERIA ZDJĘĆ

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony