Flota przyszłości
W Stanach Zjednoczonych, które mają najwięcej na świecie bezzałogowych systemów powietrznych, mówi się, że ostatni pilot myśliwca już się urodził. Czy to oznacza, że za jakiś czas bojowe lotnictwo załogowe zostanie zastąpione maszynami zdalnie sterowanymi? Sprawa nie jest oczywista. Część ekspertów uważa, że lotnictwa załogowego nie da się całkowicie wyeliminować. Niewątpliwie jednak zakres użycia bezzałogowców ciągle rośnie.
Bezzałogowy statek powietrzny (BSP), bezzałogowiec czy po prostu dron – która z tych nazw jest najbardziej odpowiednia? – Spotykam się z różnym nazewnictwem, zwłaszcza w mediach. Oczywiście najbardziej rozpowszechnione jest ostatnie określenie, zarówno w zastosowaniu militarnym, jak i niemilitarnym. Według mnie najbardziej adekwatne pojęcie to „bezzałogowy system powietrzny”. Słowo „system” jest tu istotne, bo sugeruje, że całość składa się z wielu elementów – wyjaśnia płk dr hab. Tadeusz Zieliński, prorektor do spraw naukowych Akademii Sztuki Wojennej. Podkreśla, że sam statek powietrzny, czyli dron jest tylko jego częścią. – Organizacja Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego (International Civil Aviation Organization – ICAO) używa z kolei pojęcia „zdalnie sterowane systemy powietrzne”. Taka forma akcentuje z kolei to, że nad bezzałogowcem, czyli zdalnie sterowanym statkiem powietrznym, zawsze musi być sprawowana kontrola – wyjaśnia płk Zieliński.
Na inny problem zwraca uwagę płk pil. dr inż. Władysław Leśnikowski, adiunkt w Katedrze Zarządzania Lotnictwem Cywilnym ASzWoj, pierwszy polski oficer pracujący w specjalnej natowskiej grupie, zajmującej się klasyfikacją bezzałogowców. Jego zdaniem przyczyną chaosu nazewniczego jest również to, że obok polskich form często pojawiają się anglojęzyczne, takie jak skrótowce typu: UAV (Unmanned Aerial Vehicle), UCAV (Unmanned Combat Aerial Vehicle) czy RPA (Remotely Piloted Aircraft). Tymczasem nazewnictwo zmienia się dynamicznie. Jak zaznacza płk Zieliński, jakiś czas temu amerykańskie siły powietrzne nazwę „bezzałogowy statek lub system powietrzny” zastąpiły określeniem „zdalnie sterowany system lub statek powietrzny”. Podobno amerykańskie władze nie potrafiły wytłumaczyć podatnikom, że aparat bezzałogowy nie jest bezzałogowy i jego obsługa wymaga nieraz więcej ludzi niż w zwykłym samolocie.
Użyteczność bezzałogowców pokazały konflikty w rejonie Zatoki Perskiej, w Iraku, a potem Afganistanie. Według danych udostępnionych przez siły powietrzne USA w latach 2002–2008 liczba dronów wzrosła w armii amerykańskiej ze 167 do 6 tys., a liczba wylatanych godzin podwoiła się w latach 2007–2008 z 200 tys. do 400 tys. – Zapotrzebowanie na bezzałogowe statki powietrzne pojawiło się w konfliktach o małej intensywności lub w operacjach reagowania kryzysowego, czyli nie w klasycznych wojnach. Drony tak naprawdę doceniliśmy dopiero w Afganistanie. Okazało się bowiem, że zaawansowane systemy uzbrojenia były niewystarczające w starciu z terrorystami. Bojownicy systematycznie działali na szkodę wojsk koalicji, ale trudno ich było wykryć. Dlatego zaczęto na masową skalę używać bezzałogowych statków powietrznych – uzasadnia płk Tadeusz Zieliński.
Znaczącą rolę odegrały także podczas konfliktów na Ukrainie i w Syrii. Nie używano tam jednak dużych maszyn, typu MQ-1 Predator czy MQ-9 Reaper, lecz małych, komercyjnych urządzeń doraźnie dostosowywanych do potrzeb i zadań wojskowych. – Małe bezzałogowce nie będą atakowały dużych celów czy elementów infrastruktury krytycznej. Widzę w nich jednak ogromne zagrożenie. Takie statki powietrzne doskonale sprawdzają się bowiem we wsparciu małych pododdziałów jednostek lądowych. Są doniesienia, że w Syrii na lotnisku zniszczono wiele statków powietrznych strony rosyjskiej dzięki skoordynowanemu i zmasowanemu atakowi małych dronów. Podobnie było na Ukrainie, gdzie do takich aparatów doczepiano granaty zapalające i w ten sposób zniszczono np. składy amunicji wojsk ukraińskich – zauważa prof. Zieliński.
O krok dalej
W przyszłości rola dronów może jeszcze wzrosnąć. Już wiadomo, że będą w stanie wypełniać nowe zadania. Jedną z tendencji rozwojowych jest współpraca lotnictwa załogowego z bezzałogowym. – Maszyny te będą się uzupełniać. Bo o ile część misji zawsze będzie wykonywana przez pilotów, o tyle w niektórych wypadkach lepiej do operacji skierować bezzałogowiec. Zminimalizuje to zagrożenie dla załogi samolotu, bo dron wykona najniebezpieczniejsze manewry i misje – zaznacza płk Zieliński. Tak może być np. podczas pokonywania obrony powietrznej przeciwnika. – BSP są też przeznaczone do zastępowania lotnictwa załogowego wszędzie tam, gdzie w grę wchodzi życie załóg, gdzie jest duże nagromadzenie środków ogniowych, np. działanie w ramach SEAD, czyli pokonywania obrony przeciwlotniczej, czy tam, gdzie misje są monotonne i długotrwałe – dodaje płk Leśnikowski.
Już teraz rozwijane są projekty, w których załogowe lotnictwo myśliwskie ma ściśle współpracować z dronami. Wiosną 2019 roku Amerykanie oblatali bezzałogowy demonstrator technologii o nazwie XQ-58A Valkyrie (Walkiria), co było częścią projektu „Loyal Wingman”. Maszyna ma współpracować z samolotami myśliwskimi piątej generacji F-22 lub F-35. Przystosowana do misji wywiadowczych, obserwacyjnych i rozpoznawczych, wygląda jak smukły myśliwiec bez kokpitu. – Pilot w czasie wykonywania zadań musi w krótkim czasie i przy dużych przeciążeniach reagować na wiele sygnałów i analizować napływające informacje. Bezzałogowiec – skrzydłowy mógłby go wspomóc. To jest właśnie przyszłość lotnictwa – podkreśla płk Zieliński.
Gremlinem go!
Inną z kilku rozwijanych koncepcji zastosowania dronów na polu walki jest użycie ich w większej liczbie, w tzw. rojach. Niezbędna jest w tym wypadku koordynacja, dlatego rozwija się technologie, które zapewniają połączenie wielu aparatów w pewnego rodzaju sieć po to, aby wspólnie wykonywały jedno zadanie. Badania nad skoordynowanym lotem bezzałogowców prowadzą głównie Amerykanie, ale także np. Chińczycy. Już od kilku lat roje dronów wykorzystuje się komercyjnie do efektownych pokazów. Podczas ceremonii otwarcia zimowych igrzysk olimpijskich w południowokoreańskim Pjongczangu zaprezentowano ponad 1,2 tys. bezzałogowców latających synchronicznie w sposób całkowicie zautomatyzowany. Oświetlone, tworzyły na nocnym niebie ruchome figury. Ten sposób operowania jest bardzo obiecujący, nic więc dziwnego, że bardzo intensywnie testowane są również zastosowania bojowe roju dronów.
Ciekawym przykładem jest rozwijany od kilku lat amerykański program LOCUST (co oznacza szarańczę, a jednocześnie jest skrótowcem od Low-Cost UAV Swarming Technology). Zakłada on uwolnienie z łatwych do transportu zasobników grupy niewielkich bezpilotowców o nazwie Perdix. Wystrzelone drony są zdolne do lotu autonomicznego, a dzięki komunikowaniu się ze sobą mogą wspólnie wykonać wskazaną misję. Z terenu objętego obserwacją są w stanie przekazać obraz ujęty z wielu perspektyw, dzięki czemu informacja jest bardziej szczegółowa niż w wypadku jednego bezzałogowca. Początkowo perdixy uwalniano z wyrzutni naziemnych, później przeprowadzono testy powietrzne: jesienią 2016 roku z trzech samolotów F/A-18 Super Hornet zrzucono rój ponad stu takich aparatów.
Amerykańska Agencja Zaawansowanych Projektów Badawczych w Obszarze Obronności (Defense Advanced Research Projects Agency – DARPA) rozwija również program Gremlin. Przewiduje on budowę niedużych (choć większych niż perdixy) dronów bojowych, które byłyby zdolne do autonomicznego lotu, a przy tym mogłyby startować z platformy powietrznej, np. samolotu transportowego czy nawet myśliwskiego. Plany zakładają wyposażenie gremlinów w rozmaite zestawy wyspecjalizowanego wyposażenia, dzięki któremu możliwe byłoby realizowanie różnorakich misji bojowych.
Walkirie, gremliny i perdixy to niskokosztowe maszyny. Chodzi o to, by sprzęt był wytwarzany z niedrogich i dostępnych materiałów, a do tego względnie łatwy w produkcji. Dzięki temu strata drona nie jest mocno odczuwalna. Jest to reakcja na niezwykle kosztowne i bardzo skomplikowane projekty w rodzaju myśliwców najnowszej generacji. Utrata nawet pięciu walkirii, których cenę szacuje się na około 2-3 mln dolarów za egzemplarz, nie będzie aż tak problematyczna jak jednego nowoczesnego myśliwca o wartości setek milionów dolarów.
W najnowszych modelach bezzałogowców akcentuje się ich autonomiczność. Chodzi o to, aby dron jak najwięcej zadań wykonywał bez udziału operatora. Systemy kontrolujące parametry lotu są w użyciu już od dawna, natomiast w najnowszych projektach chodzi już o coś więcej: nie tylko o zautomatyzowanie powtarzalnych czynności, jak start czy lądowanie, lecz raczej o właściwe reagowanie w nietypowych okolicznościach czy dostosowywanie się do sytuacji na polu walki. Do tego potrzebne są bardziej zaawansowane systemy, stąd zaczęto mówić o zastosowaniu sztucznej inteligencji. Aparat ma samodzielnie wykrywać zagrożenie, czyli np. identyfikować, czy zbliżający się obiekt to ptak, dziecięcy balon, czy raczej dron przeciwnika, a następnie odpowiednio zareagować. – Pierwszym etapem wprowadzania do eksploatacji tego typu bezzałogowych platform powietrznych będzie pozwolenie na to, aby robot autonomicznie wykonywał swoją misję, aż do momentu podjęcia decyzji o zniszczeniu celu. Ostatecznym elementem takiej decyzji będzie człowiek, będący tzw. kill-switcherem. W kolejnych fazach rozwoju i doskonalenia bezzałogowych platform ze sztuczną inteligencją otrzymają one pełną autonomię w podejmowaniu i wykonaniu decyzji dotyczącej zniszczenia celu – wyjaśnia płk Leśnikowski.
Panowie życia i śmierci
Szerokie wykorzystywanie dronów na polu walki niesie także pewne zagrożenia. Jednym z nich jest przejęcie maszyny przez przeciwnika. Może ona wpaść w jego ręce, na przykład gdy zostanie zhakowane łącze między stacją kontroli a dronem. Znane są już takie wypadki, m.in. z terenu Stanów Zjednoczonych, gdy wojskowi tracili kontrolę nad swoimi statkami. Wynikiem ataku hakerów może być również przejęcie danych, które są gromadzone w czasie misji rozpoznawczych BSP. Zdaniem płk. Zielińskiego drony na coraz większą skalę będą używane zarówno przez podmioty niepaństwowe, jak i przez siły zbrojne czy terrorystów W sierpniu 2018 roku podjęto na przykład próbę zamachu na prezydenta Wenezueli Nicolása Maduro z użyciem kilku bezzałogowców. Prezydent atak przeżył, ale w wyniku eksplozji dronów kilka osób zostało rannych. Według eksperta, pokazuje to potencjał w tym negatywnym znaczeniu użycia takich małych, komercyjnie dostępnych BSP.
Innym problemem wynikającym z użycia dronów są zaburzenia pojawiające się u operatorów systemów bezzałogowych. Znana jest historia Brandona Bryanta, podoficera US Air Force. Był on operatorem predatora, który z wojskowej bazy w Nevadzie namierzał cele w Afganistanie. Pierwszych talibów zlikwidował w 2007 roku, gdy sam miał 21 lat. Po latach służby zdiagnozowano u niego zespół stresu pourazowego. Płk Leśnikowski wyjaśnia, że wykonanie ataku z użyciem realnego uzbrojenia bojowego, potwierdzenie efektów wykonania ataku bojowego w momencie, gdy występują skutki uboczne w postaci zabitych cywilów niebiorących udziału w działaniach militarnych, wywołuje taki sam stres pourazowy, jak u żołnierzy będących w bezpośrednim, fizycznym kontakcie z wrogiem. To jedna strona medalu. Badania naukowe dowodzą, że niepokój mogą także odczuwać ludzie żyjący w rejonie, gdzie operują BSP. Do takich właśnie wniosków doszli psychiatrzy z Uniwersytetu Stanforda, którzy w 2012 roku przeprowadzili badania w Pakistanie. Wynikało z nich, że życie „pod dronami” wiąże się ze stresem i permanentnym poczuciem zagrożenia i ludzie mieszkający w rejonie działania BSP częściej niż inni zapadają na neurozę i psychozę.
Są też wątpliwości etyczne związane z rozwojem systemów autonomicznych. Wprawdzie na rynku nie ma jeszcze takich urządzeń, które mogłyby podejmować decyzje za człowieka, eksperci przyznają jednak, że to tylko kwestia czasu. – Uważam, że ludzie nigdy nie powinni pozwolić na stworzenie całkowicie autonomicznych dronów bojowych. W 2015 roku ponad 3 tys. naukowców zajmujących się sztuczną inteligencją podpisało petycję dotyczącą zakazu badań i rozwoju technologii związanych z AI w odniesieniu do systemów bojowych – podkreśla płk Zieliński. – Dająca do myślenia jest wypowiedź sekretarza generalnego ONZ z marca 2019 roku, który stwierdził, że politycznie niedopuszczalne i moralnie odrażające jest używanie maszyn mających swobodę w podejmowaniu decyzji o życiu lub śmierci ludzi, dlatego powinny być zakazane przez prawo międzynarodowe – dodał.
Trzeba przy tym pamiętać, że zastosowanie dronów na polu walki nie jest dowolne. Wprawdzie regulacji prawnych, które bezpośrednio odnosiłyby się do bezzałogowców, nie ma, ale zdaniem płk. Zielińskiego, nie są one potrzebne. Użycie dronów powinno być zgodne z międzynarodowych prawem dotyczącym konfliktów zbrojnych. Bezzałogowce należy bowiem traktować jak każdy statek powietrzny, zatem – tak jak samoloty załogowe – nie mogą atakować celów niewojskowych, mają przy tym unikać strat i zniszczeń niezamierzonych, czyli tych przeciwko cywilom lub obiektom, w których znajdują się cywile. – W przyszłości, jeśli te systemy staną się autonomiczne, to rzeczywiście należy zastanowić się nad wprowadzeniem odpowiednich zmian w prawie międzynarodowym – podkreśla oficer. Kontrowersje może budzić wykorzystanie bojowych dronów do tzw. selektywnej eliminacji. Płk Zieliński wyjaśnia, że należy przez to rozumieć śmiercionośny atak na daną osobę bez względu na jej bezpośrednie zaangażowanie w działania wojenne, a raczej dlatego, że stwarza ona potencjalne zagrożenie. Selektywna eliminacja bywa stosowana zarówno w czasie wojny, jak i pokoju. Użyto jej wobec powiązanego z Al-Kaidą terrorysty Anwara al-Awlakiego. Dokonano tego z pokładu bezzałogowca MQ-1 Predator we wrześniu 2011 roku.
Mimo to przyszłość należy do dronów. Płk Leśnikowski zaznacza, że bezzałogowe platformy stają się coraz częstszymi aktorami na teatrze działań wojennych. W bardzo dużym stopniu zapewniają one bezpieczeństwo zarówno systemów obronnych, jak i ochronnych. Stwierdza się, że bezzałogowe platformy walki i wsparcia będą jednym ze strategicznych kierunków rozwoju Sił Zbrojnych RP obok środków cyberobrony i satelitarnych technologii bezpieczeństwa.
Magdalena Kowalska-Sendek, Robert Sendek
Komentarze