Chriegel Maurer - porady przelotowe
Red Bull X-Alps 2013. Wyobraź sobie: lipcowy dzień, stoisz o 11:00 na starcie powyżej Interlaken. Oślepia Cię słońce, chmury wiszą wokół szczytu. Planujesz lot do Matterhorn albo jeszcze dalej. – przez Mount Blanc do Grenoble. Lecąc lub wędrując. Wędrowanie znaczy stres. Jest wyczerpujące – i siedem razy wolniejsze.
Przeloty – co znaczą dla mnie? Postawiłeś sobie kiedyś też to pytanie? Jasne, zrobić przelot... Ale jak? Moim zadaniem 11 lipca nie był tylko dniem przelotu 183 km. Moim zadaniem było to coś o wiele więcej.
Będąc "Orłem z Adelboden" jestem często pytany o porady. "Co robisz lepiej czy inaczej niż konkurencja?" I mówiąc szczerze, do dzisiaj nie umiałem odpowiedzieć na to pytanie. Dopiero teraz, kiedy dzielę się moją wiedzą z innymi na treningach czy w lotach pasażerskich, uświadamiam sobie sam, jak to funkcjonuje. Tutaj moje przemyślenia odnośnie przelotów.
Decydować z pomocą obrazów
Ta nerwówka – jaki będzie dzień? Termika? Wiatr? Dokąd lecę? Gdzie będę lądował? Wszystkich tych pytań nie traktuję zbyt poważnie. Jest, jak jest i cieszę się tym, czym dysponuję. Jasna sprawa, że pomaga mi moje 15-letnie doświadczenie i ponad 3000 godzin nalotu. Nie można też pominąć roli wybranego przeze mnie sprzętu i indywidualnego wyboru instrumentów.
Wcześnie rano maluję sobie w głowie obraz panującej pogody. Jaki będzie dzień. Z internetu otrzymuję parę prognoz, parę danych, lub w czasie X Alps - parę porad przez telefon. Z tym obrazem decyduję się na konkretne startowisko i czas startu. Już w drodze na start konfrontuję to z rzeczywistą pogodą i stwierdzam, jak z nią jest naprawdę. Później w powietrzu zajmuje się istniejącymi warunkami. Maluje sobie "obraz rzeczywisty". W podświadomości mam "obraz zapowiadany", który może pomóc, ale nie wpływa on w pierwszej kolejności na podejmowane decyzje.
Zmiana modusu.
Na starcie analizuję w głowie szczegóły mojego planowanego lotu: pierwsze możliwe kominy, potencjalne lądowiska. Kiedy jednak jest już założona uprząż, zapięte wszystkie pasy i trzymam w ręce linki-A, staram się świadomie przełączyć na modus startu.
W mojej głowie w tym momencie jest tylko miejsce na przebieg startu. 100% mojej energii skoncentrowane jest na bezpieczny start. Przy tym obserwuję dokładnie okolicę, gdzie rozłożyć glajta, żebym nie miał stresu z innymi pilotami. Po starcie zmieniam na modus wykręcania wysokości.
Są oznaki termiki? Inni piloci w powietrzu? Ptaki? Chmury? Nierówności terenu, gdzie odrywa się termika? W tej fazie lotu dokładnie analizuję okolicę, odczuwam zmysłami i słucham wario. Pierwsze kopnięcie. Próbuję sobie wyobrazić bąble termiczne (w którym z nich na tej gotującej patelni wzniosę się najszybciej?)
Po pierwszych zdobytych metrach mam czas na następne przemyślenia. Gdzie mam lecieć, by znaleźć następne noszenie? Teraz rozdzielam moje zasoby. Cześć zostaje przy centrowaniu, inne analizują okolice i pogodę i rozkoszują się widokami. Jeżeli istnieją szanse na wypełnienie "planu A", lub pułap został osiągnięty (11 lipca pułap był na 1900m, niestety poniżej Niderhorn), przełączam na modus lotu. Moja uwaga skupia się na wyborze linii lotu i na przyspieszeniach.
Koncentruję się na obserwacjach, które wpływają na "decyzje z brzucha", aby nie znaleźć się w niebezpiecznej sytuacji (aby starczyło wysokości nad jeziorem Thuner), aby nie klapnęła czasza, aby zdefiniować linię lotu, dokąd lecieć? – na prawo od Niesen, czy na lewo w dolinę Kander?, aby lecieć z optymalna prędkością (prędkość trymowa, by możliwie wysoko dolecieć), aby znaleźć następne noszenia), 11 lipca nie wiedziałem, czy mi się to uda.
I jak to wszystko się spełni, to znowu dysponuję wszystkimi rezerwami, by zaktualizować mój plan lotu.
Plany alternatywne
"Plan A" i "plan B" definiuję na startowisku po analazie rzeczywistej pogody. "Plan A": lecę w kierunku, gdzie spodziewam się termiki (11 lipca obserwowałem pilotów tandemu, którzy się pewnie wykręcali).
"Plan B" wchodzi, kiedy "plan A" nie funkcjonuje (lądowisko byłoby planem K–O.) Zawsze się znajdzie jakiś zakątek, gdzie jest noszenie. Daj ponieść się fantazji, wyobraź sobie powietrze, jako płynący strumień wody. To planowanie przyczynia się do bezkompromisowego, ale i bezpieczniejszego lotu. Jeśli plan funkcjonuje i wznoszę się, w myślach definiuję nowy "plan A" – gdzie spodziewam się następnej termiki. Z rosnącą wysokością ciągle aktualizuję plany. Im wyżej lecę, im lepsza moja doskonałość, tym szerszy jest wachlarz możliwości.
Taktyka decyzji.
Jezioro Thuner mogłem bezpiecznie przelecieć. Warunki były spokojne i przewidywalne. W Frutigen znalazłem się bardzo nisko i moja lokalna wiedza i "plan C" została wystawiona na próbę. (Lądowanie było dopiero "planem D").
Zrobiło się nerwowo, nie chciałem wędrować. Co robię, jak plan nie wypala? Nie wiedziałem czy zaparkować w zerku, czy dalej lecieć. W zasadzie próbuję w takich sytuacjach opóźnić podjęcie decyzji. Zyskać trochę na czasie, by zebrać więcej decydujących informacji. Ale czasu na spokojne studiowanie sytuacji nie było. Ratunku!
Nie mogłem zmienić na modus wznoszenia. Za bardzo była zakłócona moja uwaga. Pomogło mi myślenie o moich własnych ustaleniach. I tak mógł Chrigel jak komputer znowu wystartować w modusie wznoszenia. Podczas wykręcania nisko nad doliną, nisko wiszące chmury w kierunku Kandersteg dawały mi wiele do myślenia. Jak mam dolecieć do Wallis?
Dzięki mojej współpracy z psychologiem Tomasem Theurillat, przypomniałem sobie jego radę: "Obejrzyj się też do tyłu. Jak udało ci się tu dolecieć? Co było dobre? Do czego przyczyniłeś się swoją wiedzą i umiejętnościami?".
Tak... to cele pośrednie, one funkcjonują dobrze. Małe i do osiągnięcia cele pozytywnie motywują. Udane przeloty dokonywane były najczęściej według tego modelu. Takie podobieństwa spotykam nie tylko w powietrzu, ale generalnie w wykonaniu różnych projektów. "Plan A" jest pierwszym planem pośrednim, gdy "plan A" nie funkcjonuje, wykonuj skoncentrowanie i bez namysłu "plan B", który jest teraz nowym małym celem.
Ryzykuj – ale z głową i pomyślunkiem
Kocham sportowe ryzyko. Ryzykować czy nie? To pobudza efekt "wyzwania", który odczuwam bardzo motywująco. Jak tylko się da, unikam jednak ryzyka utraty zdrowia. Tylko wtedy ryzykuję, jak może to przynieść jakieś efekty. Albo jak chcę osiągnąć limit, który muszę dokładnie znać. I żeby osiągnąć mój cel, muszę od czasu do czasu coś zaryzykować, dlatego staram się to czynić możliwe świadomie.
11 lipca nie było do przewidzenia, czy uda się przelot z doliny Gasterntal, przez przełęcz Loetschenpass do Wallis, ponieważ podstawa 2800 była za niska. I to jest dla paralotniarza codzienna sytuacja stresowa. Tutaj moja motywująca podpowiedź: Moje wyposażenie waży jedyne 8 kg i jest na trawie błyskawicznie do spakowania. W ten sposób próbuję przechytrzyć moje myśli odnośnie lądowania w terenie.
Myślę też o korzyściach płynących z takiego lądowania - wreszcie coś innego robić niż lecieć (byłem w drodze już 5 dni - 30 godzin w powietrzu z zakwasami w mięśniach). Z tymi myślami w głowie łatwiej było wykręcać wysokość w Doldenhorn. Przelot doliny był relaksem.
I poprzez moje nowe obserwacje powstały nowe możliwości. Powstaje nowy "plan A". Zdobyć wysokość na północ od Balmhorn. Nowa sytuacja, o której jeszcze nie słyszałem. Przelecenie przełęczy Loetschenpass z lekkim wiatrem północnym nie sprawiało trudności. Pozostała rezerwa od 15 do 20 metrów.
Wysoko, wyżej, zimno
W Wallis było jak zwykle dobrze. Pułap ponad szczytami. W Zermatt musiała zapaść decyzja, którą drogę obrać do oddalonego o 65 km punktu zwrotnego, którym był Mt. Blanc. Z powrotem do głównej doliny Wallis? Czy bezpośrednio nad lodowcem na zachód? Albo najpierw na południe i potem przez dolinę Aostatal?
Najpierw porządnie wykręcić. Zdobyć wysokość aby:
a) z większą wysokością uzyskać więcej możliwości,
b) z większą wysokością i większą ilością czasu uzyskać więcej informacji,
c) opóźnić decyzje w ciągu dnia.
Pułap był niewiele powyżej 4000 m – ale dzień! Ale góry są też wyższe. Nie było więcej możliwości jak 3 godziny wcześniej w Kandersteg na 2800m. I jakie zimno! Na 1300m na starcie w Interlaken, jak już wiele razy wcześniej, nie byłem nastawiony na taką wysokość. No tak, to doświadczenie zabiorę ze sobą na następny raz (tak myślałem już przed 15 laty podczas moich pierwszych lotów – niektórzy nigdy nie uczą się na własnych błędach). I tak wymachiwałem rękami, by pobudzić krążenie w palcach.
Niewiele wyżej nad...
Decyzję lotu przez dolinę Aostatal na wschód od Mt.Blanc podjąłem wspólnie z Thomasem. Telefonicznie. Thomas stał na ziemi i analizował prognozę pogody z Meteo Szwajcaria. Było to dla nas jasne. Jeśli jest lotna pogoda, to droga przez Aostatal jest szybsza. Jeśli byłbym za wolny, to o wiele trudniej dostać się na zachód od Mt. Blanc. Przełęcz Theodulpass leżała przede mną - na wschód od punktu zwrotnego 7 – Matterhorn.
Dobrze to wyglądało. Szybuję wysoko nad Hoernlihuette z lekkim tylnym, północnym wiatrem. Jednak jak to często w naturze bywa, odczuwam wiatry opadające ze wschodniego zbocza góry i moja doskonałość gwałtownie spada. Dać gazu czy nie? Próbuję prawą nogą, pierwszy stopień, od razu 60% gazu. Równocześnie obserwowałem moją prędkość i doskonałość. Uczucie z brzucha podpowiada – gaz do dechy. Optymalizuję lot, ponieważ opadanie wynosi 3 m/s.
Ojej... nad granią, spoglądam ciągle w stronę Włoch, lot się uspokaja i jest coraz lepiej. Redukuję prędkość trymową, i przyhamowuję, by dotrzeć z optymalną wysokością. Udało się. Mam 5 m zapasu nad przełęczą na południe – gdzie piękna chmura pokazuje następny komin. Teraz walczę ze zmęczeniem i motywacją. Wznoszę się coraz wolniej. Dzień dobiega końca. Jeszcze raz 0,5 m/s, trochę żagla i zlot i to po 10 godzinnym locie. W takich momentach wychodzi na światło moja siła. Jestem świadomy sytuacji, gdzie właśnie teraz obierając kolejne małe i motywujące cele, pokonuję następne kilometry i uzyskuję przewagę nad konkurencją.
Skoncentrowanie zakończyć
W Courmayeur spada wiatr z gór do doliny – pełne 30 km/h w mordę i żadnych miejsc do lądowania. Oceniam tę sytuację jako extermalnie trudną. Moja koncentracja też nie jest idealna, chociaż zjadłem trzy batoniki i wypiłem 1,5 litra wzbogaconej w węglowodany wody. Teraz już jest jasne, że do góry się już nie da.
Więc przełączam na modus lądowania. W modusie lądowania staram się rozpoznać wszystkie niebezpieczeństwa, prawidłowo się z nimi obejść, by zapewnić możliwie bezpieczne lądowanie. Robię to teraz, lądując w wysokiej trawie przy ulicy. Pomaga mi przy tym materiał. Cieszę się, że nie mam przy sobie glajta na zawody, ale Ozone LM5, który łatwiejszy jest do opanowania w trudnych sytuacjach.
Kontynuować i analizować
Radość, pakowanie, wszystko z koncentracją. Potem patrzę dalej, zgodnie ze wskazaniami GPS-a Garmin – czyli nowe cele. Na piechotę do wsi. Dopiero jak te cele są określone, wracam do lotu i go analizuję. Jaki był? Był dobry? Czym przyczyniłem się do sukcesu? Co było ciężkie, co muszę jutro zmienić? Często robię notatki, aby przed następnym lotem je przejrzeć. Lot towarzyszy mi też w śnie. Cieszę się na to, co przyniesie mi dzień następny.
Christian (Chriegel) Maurer, ur. 1982r., szwajcarski pilot paralotniowy i lotniowy, od wielu lat najlepszy paralotniarz świata. Osiąga wybitne sukcesy zarówno jako pilot przelotowy, jak również jako pilot acro. Trzykrotny zdobywca Paragliding World Cup (2005, 2006, 2007), zwycięzca 3 kolejnych edycji Red Bull X Alps (2009, 2011, 2013). Posiadacz rekordu Infinity Tumbling (2009) - 210 Tumblings. Od 2007 r. ma na swoim koncie również niemałe sukcesy w lotniarstwie.
Z DHV Info 188 tłumaczył Lesław Chruściel
Tekst i zdjęcia: Chrigel Maurer
Zdjęcia w tekście: www.dhv.de
Komentarze