List otwarty stewardessy: Germanwings – co jest grane w lotnictwie?
Tragedia lotu 4U9525 mocno odbiła się na lotnictwie pasażerskim. Personel pokładowy na całym świecie zaczął kwestionować odwieczną prawdę: Piloci są częścią tej samej drużyny co my. Możesz przyjść do nich z każdym problemem czy troską i zostaniesz wysłuchany. Są po to, by zapewnić bezpieczeństwo.
Nam nie mieści się w głowach, że ktoś mógłby zrobić coś takiego. Ewidentnie pilot borykał się z problemami. Jak wiemy z inforamcji medialnych, śledczy na początek zaczęli wnikliwie przyglądać się zdrowiu psychicznemu Andreasa Lubitza, ale na tym z pewnością się nie skończy.
Była dziewczyna pilota stwierdziła, że Lubitz bywał rozgniewany i zestresowany, gdy rozmowy schodziły na temat pracy.
„Drażniły go warunki w jakich pracował: za mało pieniędzy, za duża presja, strach przed utratą kontraktu”.
W razie gdybyscie nie wiedzieli: Piloci i personel pokładowy nie mają życia usłanego różami. Ich życie to ciągły stres.
Rosnąca presja ze strony pasażerów, linii lotniczych, cen paliwa, coraz niższych zarobków, dłuższej służby przy coraz mniejszej liczbie załóg – to wszystko sprawia, że personel latający jest na krawędzi wytrzymałości.
Mówiąc prostymi słowami, człowiek do poprawnego funkcjonowania potrzebuje kilku rzeczy:
- Regularnego snu
- Świeżego powietrza
- Właściwego odżywania, nawodnienia
- Związków i interakcji międzyludzkich
- Świadomości sensu i satysfakcji zawodowej
Latanie znacząco ogranicza wszystkie te elementy.
Regularny, długi sen? Zapomnij.
Świeże powietrze? Jasne, o ile masz na myśli odór kurzu, toalet i przepoconych skarpet.
Dobre jedzenie? Wystarczająco dużo już powiedziano na temat jakości jedzenia w samolotach.
Właściwe nawodnienie? Wilgotność powietrza w kabinie na poziomie mniej niż 20% wysysa z człowieka całą wodę.
Związki i życie towarzyskie? Czyli regularne mówienie „Dzień dobry” pasażerom, którzy cie ignorują? Jakoś nie czuję się zakochana...
Poczucie spełnienia? Nie sądzę, by zaliczało się do tego dbanie o to, by facet na miejscu 10A miał wystarczająco dużo lodu w swojej Coli. Czy to, że mi się oświadczył już kwalifikuje się do miana „związku”?
Piloci nie mają lżej. Może doświadczają mniej stresu wywołanego przez obcowanie z pasażerami, ale oni z kolei borykają się z nudą długich lotów, obsługą naziemną, czy samym przewoźnikiem, który nigdy nie wyrabia się z papierkową robotą. Mogłabym tak wymieniać bez końca.
A opinia publiczna ma to gdzieś. Tymczasem już widać z jakim wysiłkiem personel stara się utrzymać szeroki uśmiech. I za tą fasadą ludzie zaczynają pękać. Sposób w jaki organizowana jest praca sprawia, że zbliżają się do kresu sił. Cierpi na tym ich zdrowie psychiczne.
Istnieje linia lotnicza, której 5 osób z personalu latającego popełniło samobójstwo w ciągu ostatnich 10 lat. Więcej niż kilka jest na antydepresantach. Ale presja nie ustaje. I pod koniec dnia odstawiamy tych ludzi do hoteli, samotnych, z mini-barkiem pod ręką. Jak tykające bomby. A jeśli tego nie zrobimy, zaraz znajdzie się ktoś inny, komu marzy się przypiąć do klapy nowe, lśniące skrzydełka.
Czy to znaczy, że zaraz każdy pilot i stewardessa rozbije samolot? Nie, oczywiście, że nie. Czy wszyscy są na skraju wytrzymałości? Nie. Ale dlaczego mamy czekać aż to nastąpi zamiast już teraz podjąć działania? Czy przypadki Stephena Slatera i Claytona Osborna nic nas nie nauczyły? Obwiniamy „obłąkane” jednostki bez przyglądania się systemowi w jakim pracują.
Po katastrofie Germanwings wiele linii na całym świecie wprowadziło zasadę „zawsze dwie osoby w kokpicie”. Rozumiem ideę, ale to rozwiązanie nie jest pozbawione wad. Jako stewardessa zastanawiam się, co u licha mogłabym zrobić, gdybym znalazła się w kokpicie z pilotem, który chce zniszczyć samolot. Otworzyć drzwi? Być może. Czy moja obecność sprawi, że niedoszły opamięta się? Być może. Czy to sprawi, że podróżowanie będzie bardziej bezpieczne? Miejmy nadzieję.
Niestety, personel latający uważa, że to jak naklejanie plastra na złamanie.
Linie lotnicze, dajcie ludziom więcej wsparcia, snu, równowagi między pracą a życiem. Pasażerowie, wymuście na przewoźnikach, by zadbali o swoje załogi. Wydajcie te 10 dolarów więcej na bilet, by mieć pewność, że linia lotnicza użyje tych pieniędzy właśnie w tym celu. I dopilnujcie, by tak się stało. Jestem pewna, że poczujecie się o wiele bezpieczniej.
Do tego czasu pamiętajmy o tych, którzy zginęli w katastrofie lotu 4U9525 i módlmy się, by podobna tragedia nigdy więcej nie miała miejsca.
‘Happy Healthy Trolley Dolley’
Happy Healthy Trolley Dolley ma ponad 10-letnie doświadczenie jako stewardessa w lotach na krótkich i długich trasach. Przez ten czas udało jej się (z grubsza) pozostać w dobrej formie. Zebrała cała swoją wiedzę dotyczącą zdrowego podróżowania i dzieli się nią na stronie internetowej skierowanej do personelu kabinowego oraz osób, które często latają. Jeśli potrzebujesz kilku porad albo wiadomości, zajrzyj na jej profil na Fecebooku.
Komentarze