Zalatane - lotniczki akrobatki
Kiedy siedzisz za sterami samolotu lub szybowca, wszystkie problemy maleją wprost proporcjonalnie do widoku Ziemi. O całkowitym oddaniu pasji, "kręceniu" akrobacji, lądowaniu w polu i skoku na spadochronie z uszkodzonego samolotu opowiadają lotniczki akrobatki.
Magda Stróżyk [23 lata]
Agata Nykaza [20 lat]
Kasia Żmudzińska [21 lat]
Agata Kaszczuk [23 lata]
Lądowanie w polu
Agata specjalizuje się w lotach przelotowych na szybowcach, w których liczą się czas i pokonany dystans, a nie wykonane akrobacje. Czasami trzeba natychmiast lądować, a lotnisko jest zbyt daleko. Wtedy lot kończy się w tzw. polu. „Takie lądowanie zdarza się często. Jeżeli przebiega zgodnie z procedurami, to jest bezpieczne. Kiedyś leciałam w górach. W pewnym momencie z powodu wiatru szybowiec obniżył pułap lotu. Nie było warunków, by wylądować w polu. Miejsce do lądowania znalazłam, gdy leciałam już na bardzo małej wysokości. Jeszcze kilka minut i pewnie dziś byśmy nie rozmawiały”. Agata zaliczyła 10 lądowań w polu. Ale nieklasyfikowaną królową tej kategorii jest Magda – ma na koncie 15 takich lądowań. „Jestem instruktorką latania na szybowcach. Podczas lotu ze studentem podjęliśmy próbę zrobienia pewnej figury. Nieudolną. Wyłamał się ster. Wiedziałam, że nic już nie można zrobić, trzeba skakać. Szybowiec zaczął się kręcić, wpadł w płaski korkociąg. Nabierał wirującego przyspieszenia. Wciskało nas w fotel. Bardzo ciężko było wydostać się z szybowca. Ale udało się. Wyskoczyliśmy i otworzyliśmy spadochrony. Dopiero gdy dotknęłam stopami ziemi, poczułam, że cała się trzęsę”. Magda wyznaje, że choć bała się ponownie zasiąść za sterem, zrobiła to już nazajutrz. Kasia (7 lądowań w polu) nie przypomina sobie żadnej bardzo niebezpiecznej sytuacji. Czy kiedykolwiek się bała? „Podczas moich pierwszych zawodów kilkadziesiąt szybowców krążyło w tzw. kominie termicznym – to takie miejsce w przestrzeni, gdzie słup ciepłego powietrza wzbija się w górę, a szybowiec podąża za nim. Lecieliśmy dosłownie kilkanaście metrów od siebie. Bałam się, że ktoś we mnie uderzy. Ale z każdym następnym lotem strach zamieniał się w podekscytowanie”– wyjaśnia Kasia, od której bije pewność siebie, kiedy mówi o lataniu.
Sposób na gorszy dzień
Agata, jeżeli nie lata, całe godziny spędza w hangarze. Od niedawna trenuje na samolocie Extra 330 LC – jednej z najlepszych maszyn akrobacyjnych na świecie. Czyści ją, przeciera, sprawdza czy w trakcie lotu nie pojawiła się jakaś rysa. Dba o swoją zgrabną, czerwoną Extrę jak o rodzone dziecko. Choć od momentu, gdy zaczęła działać w lotnictwie, zdarzały się różne historie, czasami nieprzyjemne, ani przez chwilę nie pomyślała, by skończyć z lataniem. „Pilot musi być odporny, musi mieć silną psychikę. Bez tego nie ma mowy o lataniu, a co dopiero o kręceniu akrobacji” – wyznaje. Kiedy patrzę na Agatę, filigranową, seksowną szatynkę, jej słowa: „Najważniejsze w życiu jest dla mnie kręcenie akrobacji”, brzmią wyjątkowo nierealnie. Kiedyś leciała z Wojciechem Krupą (doświadczonym pilotem, prowadzącym najlepszej polskiej grupy akrobacyjnej „Żelazny”). Gdy usiadła z przodu szybowca, Wojtek nie mógł dostrzec nawet jej głowy. W trakcie lotu zapomniał, że leci z nim jeszcze jeden pilot. Dopiero kiedy wylądowali i otworzyła się kabina, uświadomił sobie obecność dziewczyny. Gdy latem zaczyna się sezon, Agata spędza w aeroklubie 24 godziny na dobę. Późnym wieczorem kończy pielęgnować samolot i ustalać trasę następnych przelotów, potem rozkłada śpiwór i śpi gdzie popadnie. „Jak tutaj, na dole, mam gorszy dzień, to wsiadam do samolotu i od razu zapominam o bożym świecie. Muszę się skoncentrować na locie, żeby nie popełnić żadnego błędu. Bardzo lubię poprawny pilotaż. Wyciskam z siebie i z maszyny wszystko, co się da. Sprawdzam swoje i jej granice. Czuję to zwłaszcza wtedy, kiedy trzymam drążek i wykonuję ukochaną figurę akrobacyjną, zwaną Immelmanem (wznosząc się pionowo samolot robi obrót wokół swojej osi – red.). Pilot i samolot muszą tworzyć jedność. W końcu akrobacja jest jak woltyżerka – zarazem piękna i trudna do wykonania. Tu liczy się każdy ruch, nie ma miejsca na pomyłkę. A moim największym marzeniem jest dojść w akrobacji jak najdalej. Mierzyć się z mężczyznami. Pokazać, że kobiety też dają radę!” – mówi Agata.
Ja albo latanie
Dla złotowłosej, długonogiej, szczupłej Kasi w życiu najważniejsze jest szczęście. Uczucie ciepła w brzuchu przychodzi, kiedy szybowiec przechodzi do pozycji plecowej. „Kiedy latam, skupiam się tylko na tym, co mam zrobić w powietrzu. Migrena, mdłości, zawroty głowy, wszystkie inne sprawy niezwiązane z lataniem przestają być istotne. W takich chwiliach czuję, że mogę powiedzieć: Jestem szczęśliwa!”. Kasia, zapytana o rodzinę, mówi, że nie wyklucza takiej możliwości, ale na razie o tym nie myśli. Założenie rodziny zajmuje pierwsze miejsce na liście życiowych priorytetów Agaty. Zadbana, muskularna brunetka wie, że połączenie prowadzenia domu ze sportowym lataniem nie będzie łatwe. Ale ani z jednego, ani z drugiego nie chce rezygnować. „Tam, na górze, czuję, że wszystko zależy tylko ode mnie. Jeżeli jestem dobrze przygotowana i skoncentrowana, to wyeliminowane są praktycznie wszystkie czynniki zewnętrzne. Złość, zawiść, zazdrość, egoizm innych nie mogą wpłynąć na jakość mojego lotu. Zanim zaczęłam latać, zastanawiałam się, o czym myślą ludzie, siedząc sześć-siedem godzin w szybowcu. »Ja będę pilotować, słuchając MP3« – myślałam. Do dziś ani razu mi się to nie zdarzyło. Te kilka godzin mija, zanim się obejrzysz”. Agata mówi, że w lataniu najbardziej ceni wolność. Dla Magdy z kolei sam fakt, że wzbija się w powietrze jest już czymś wspaniałym. „Mogę się oderwać od ziemi, zostawić wszystkie problemy, skupić się wyłącznie na swoich możliwościach. Kiedy latam nad tak pięknym miejscem, jak np. Bezmiechowa (tam znajduje się Akademicki Ośrodek Szybowcowy Politechniki Rzeszowskiej), mój oddech spowalnia. Zamykam na sekundę oczy. Latanie jest jak medytacja. Moja siostra skacze ze spadochronem. Ja zupełnie nie rozumiem, jaką przyjemność można czerpać z wyskakiwania ze sprawnego samolotu” – zastanawia się z uśmiechem. Magda w sezonie czasami tygodniami nie opuszcza lotniska. Śpiwór i poduszka przywieziona z domu przypominają jej, że poza aeroklubem, równolegle, trwa jeszcze inne życie...
Czytaj pełną treść artykułu na stronie kobieta.pl
Komentarze