Przejdź do treści
Sebastian Kawa w Australii – przygotowania 34. Szybowcowych Mistrzostw Świata (fot. sebastiankawa.pl)
Źródło artykułu

Sebastian Kawa: Australia po litewsku

Trzeba będzie dziecię przemianować na Sebek Wodnik – gdzie się on pojawi tam leje.

Nie tego się spodziewaliśmy. Minął kolejny dzień australijskich deszczów. Gintas Zube witając nas na lotnisku stwierdził, że poczuł się jakby nie wyjechał z Litwy, bo niebo wygląda dokładnie tak samo jak dobę temu w Europie.

Jedynie temperatura pozwala skrócić nieco ubranie, ale przechodzące co kilka minut krótkie mżawki przypominają te spływające znad Bałtyku.

Nie znamy Australii. Nikt z naszej ekipy tu nie latał.

Wprawdzie wracając w 2007 roku z wygranego Grand Prix w Nowej Zelandii odwiedziłem z Ziggim Kusiakiem jego klub w Boonah, ale pogoda pozwoliła tylko na krótkie spacery dwumiejscowym Astirem. Raptowny przeskok na drugą stronę kuli ziemskiej wymaga też adaptacji dlatego jesteśmy tu parę dni wcześniej niż zwykle przed otwarciem mistrzostw. Przygotowanie do zawodów wymaga w przy tak dalekiej podróży sporo czasu. Szybowce wysłane przed kwartałem przetrwały podróż przez trzy oceany bez uszkodzeń.



Jednak zarówno w Polsce przy pakowaniu ich do kontenera jak i odwrotna procedura na miejscu, na skraju asfaltowej stojanki w Benalla, wymagało całego dnia wytężonej pracy, której nie ułatwiał nam deszcz.

Trzeba się mocno namozolić, aby poszczególne elementy szybowców i ciężką przyczepę precyzyjnie przymocować do specjalnej kratownicy, a potem ostrożnie wyjąć. Rosjanie, Czesi, Afrykanie, otwierali  także  stojące  w rządku stalowe puszki walcząc z linami, pasami, oraz różnego typu mocowaniami, ziewając przy tym niemiłosiernie.

Bracia Jonker posłużyli się samolotami QANTAS, aby przerzucić na mistrzostwa swoje nowiuteńkie JS-3. Będą naszymi konkurentami w klasie 15-metrowej.  Zmiana o 10 stref czasowych wyraźnie daje się we znaki. W dzień, gdy w Europie jest środek nocy, chce się spać. Natomiast w nocy nie pomaga nawet liczenie dużych stad baranów.

Przestawienie się wymaga kilku dni, więc to łagodzi złość na kaprysy pogody. Jednak stopniowo organizm się nauczy, że noc to nie jest poobiednia drzemka. Udaje mi się już wstawać o 6 rano, więc dobrze by było oderwać się wreszcie od ziemi. Większość prac przy już zrobiona, zważyliśmy się, zarejestrowali.

Resztę drobiazgów można  poprawiać w trakcie treningowych lotów, ale cóż skoro pada i pada.

Australia jest płaska, lecz Banalla leży przy zachodnim skraju badanych niegdyś przez E.Strzeleckiego Gór Wododziałowych. Rzadko się tam lata, ale z pewnością kryją się tam „gorące miejsca”, a doloty często przebiegają wzdłuż małych wzniesień, które mogą dodać nieco energii szybowcom, albo sprawić przykrą niespodziankę. Innych tajemnic okolic i dużych odmienności klimatycznych nie znamy. Trzeba tu trochę polatać, aby myśleć o równorzędnej rywalizacji. Idealnie byłoby przyjechać w takie miejsce rok wcześniej i wystartować w zawodach, ale nie udało się tego zrealizować. Jest jak jest. Australia nie leży w zasięgu rzutu beretem.

Mamy liczną ekipę. W klasie 15 metrowej będę latał z Łukaszem Grabowskiem, oraz Mirkiem Matkowskim, który skorzystał z dodatkowego miejsca za moją wygraną w 2014 roku w Lesznie. Będziemy latali na dwu polskich Dianach 2, a Mirek spróbuje sił latając na ASW 27.

W klasie otwartej nowy szybowiec JS1 – zakupiony w tym roku przez Aeroklub Polski dosiądzie Łukasz Wójcik, a Adam Czeladzki będzie latał na własnym JS-1 przystosowanym do sterowania rękami.

W klasie 18m reprezentację zasilił Tomek Krok i zakwalifikowany z zawodów w Lesznie Paweł Wojciechowski. W sumie lata nas siedmiu.

Benalla mogła by być miasteczkiem w Teksasie, USA, Kanadzie, albo jakimkolwiek innym kolonialnym kraju. Mieszkańcy cenią sobie zieleń i jeśli tylko jest szansa aby drzewa przetrwały suszę miasto kryje się pod koronami drzew. Poza jedną główną ulicą nie ma tu więcej miasta, za to przepiękny eukaliptusowy park, kilka stadionów dla ludzi i dla koni, oraz jeziorko w którym nie zaleca się pływania z powodu “różnej jakości wody”.

Woda ma tu specjalną wartość, więc brzegi są starannie zagospodarowane.

Uroku dodają liczne ptaki wśród których królują różowe papugi zastępując fruwające stadami jak gołębie w naszych miastach  oraz śmieszne sroki australijskie, które swoim trąbieniem mogą spokojnie zastąpić budzik. Pełnią też one rolę przydomowego burka, bo przyzwyczajają się do domowników, a bacznym okiem obserwują obcych. Podczas jazdy na rowerze, czy biegania po okolicy, można zostać ostro potraktowanym przez dużego ptaka. Węży nie widzieliśmy, kangury niestety tylko na autostradzie, a słynne pająki urzędują raczej w nocy. Oprócz jednego przyjaznego, dużego i kudłatego huntsmana, przezornie wciągniętego do odkurzacza przez wystraszone dziewczyny, nic się nie ujawniło. Huntsman, może mieć 30 cm, poluje na jadowite pająki i inne paskudztwa, toteż szybko został uwolniony. Za to hałaśliwe cykady nie pozwalają o sobie zapomnieć. Ośrodek niżowy popłynął nad Górę Kościuszki, więc może wreszcie jutro polatamy.

Sebastian
Foto: Sebastian Kawa,  Łukasz Wójcik, Adam Czeladzki

Więcej zdjęć na stronie: www.sebastiankawa.pl


34. Szybowcowe Mistrzostwa Świata rozgrywane będą w miejscowości Benalla w Australii w dniach 8-22.01.2017 r. Rywalizację pilotów z całego świata będzie można śledzić na stronie: www.wgc2017.com

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony