Przejdź do treści
Sebastian Kawa na Sailplane Grand Prix we Wrocławiu (fot. M.Niewiadomski)
Źródło artykułu

Sebastian Kawa: Piękny wyścig

Od 27 maja 17 pilotów z czterech krajów rywalizuje we Wrocławiu w kwalifikacyjnych wyścigach 8 Serii Mistrzostw Świata Szybowcowego Grand Prix. Poniżej relacja z piątego wyścigu.

Wreszcie obłoczki nad miastem wież.

Jet stream, który w czwartek na osi Szczecin – Przemyśl odświeżał powietrze nad Polską, odsunął się wczoraj na kresy wschodnie. Nad Wrocławiem zesłabł więc wiatr rozwiewający kominy. Rankiem świeża chłodna masa powietrza o temperaturze 9°C przy ziemi i bezchmurne niebo wróżyły rozwój dobrych warunków, ale trzeba było czekać aż słonce mocno podgrzeje ziemię, bo na wysokości powyżej 1000 m zalegała ciepła warstwa w której słupek termometru opierał się o 17°C.

Gdy uczestnicy imprezy z niecierpliwością wpatrywali się w parterową walkę pilota sondującego warunki nad lotniskiem, to w okolicy Lipska i Drezna pyszniły się już srebrzyste obłoki.

Dlatego w tamtym kierunku wysłano towarzystwo. Początkowo turlali się wzorem poprzednich dni przy wsparciu słabej termiki bezchmurnej, ale nad lasami koło Sławy z pułapu 1300m przesiedli się na 2000 m. Na symulatorze widać też było, że lecąc w kierunku puntu zwrotnego ulokowanego za Zieloną Górą zaczęli zygzakować. Znak to, że pojawiły się chmury i piloci wykorzystują czasem ich ciągi (szlaki) aby bez krążenia nabierać wysokości.

Prowadził Sebastian. Gdy są chmury lot indywidualny nie daje już takiego ryzyka jak w bezchmurnych warunkach. Wznoszenia sięgały 3 m/sek, toteż wzrosło tempo i nie można było sobie pozwolić na wykonanie asekuracyjnego okrążenia w słabnącym kominie, toteż aktywni piloci nadawali ton.

W drodze powrotnej na wschód Sebastian kontynuował samotny lot w pobliżu wirtualnej linii wyznaczającej trasę przez lasy za Sławą i wokół Wołowa. Natomiast Bednarczuk i Wójcik  wiedli peleton wzdłuż skraju lasów poniżej Leszna. Mieli szansę na ogranie lidera, gdyby tam ułożył się im dłuższy szlak. Przed Żmigrodem Bednarczuk popełnił błąd, bo skręcił dość ostro w prawo w kierunku Wołowa, aby dojść do linii trasy. Nadłożył przez to parę kilometrów, które zaważyły na ostatecznym wyniku. Wójcik i kompania kontynuowali lot wzdłuż lasów. Obok Twardogóry zeszli się z Sebastianem.

Szybowce współczesne mają tak wymuskane kształty aerodynamiczne, że nawet muchy rozbijające się o krawędź skrzydła bardzo psuja osiągi szybowca. Dla usuwania zabrudzeń stosuje się muchozdrapki. Są to dostosowane do kształtu profilu płata łukowate płytki, które po zwolnieniu pod wpływem powietrza przesuwają się do końcówek skrzydeł, a potem silniczek elektryczny nawijając z powrotem na szpulki linki mocujące przyciąga zdrapki do kadłuba. Ten detal nie jest dobrze dopracowany w szybowcu JS1. Przy większych prędkościach muchozdrapka odskakuje od profilu, więc spadła Sebastianowi podczas wlatywania do komina. Dość ciężki detal łomotał po ogonie i mógł zdemolować stery. Zwijarka nie działała, toteż Sebastian musiał zmniejszyć prędkość, oddalić się od szybowców i próbować ręcznie wciągnąć linkę.

Po uchyleniu owiewki kabiny, powietrze natychmiast odessało mu z głowy czapeczkę – szczęśliwy fetysz. Mimo błyskawicznie ogłoszonej nagrody 5000 zł  żaden pilot nie zdołał odłowić wirującej w powietrzu zguby. Myślę, że Małgosia N. wyhaftuje nową. Niesforną rybkę udało się wciągnąć do kabiny i rozpoczął się 130 kilometrowy wyścig do mety.

Przewaga 100 metrów wysokości dawała bonus Sebastianowi. Nie zmarnował go. Łukasz jako drugi śmignął nad metą. Tak wygląda tabela wyników po 5 wyścigach:

Wczorajsze warunki dryfowały znad Wrocławia nad nas – w Beskidy i nad Tatry.

Tymczasem piloci SGP  znów wypatrują jakiejkolwiek chmurki nad Odrą.

Tomasz Kawa

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony